Ostatnio często rozmawiam o ekologii, o stanie przyrody, o tym jak śmiecimy jako ludzkość.
Jest tak, że prawdziwie dbający o losy naszej planety nie wywali nawet kapselka czy papierka na ulicę. Gumy na chodnik.
Zróbmy „rachunek sumienia”. Kto tak postępuje?
W sensie globalnym: odnoszę wrażenie że to zmartwienie, czy dbałość o ekosystem jest udawana.
Handluje się normami emisji, opowiada o zagrożeniach wynikających z działalności elektrowni takich czy owakich…
I co z tego wynika?
Ludzie smrodzą, śmiecą, palą jakimiś śmieciami… i nie przejmują się.
Czym?
Chociażby tym czy i jak będą żyły nasze dzieci na Ziemi.
Poniżej fragment materiału który mną wstrząsnął:
Oczywiście, w idei, aby pozostawić las samemu sobie, aby rósł i zmieniał się w sposób całkowicie „naturalny”, jest pewna logika. Kłopot w tym, że tej logiki ekolodzy starają się nie rozwijać dalej. A przecież wydawałoby się, że tacy miłośnicy natury jak Austriacy z zarządu i rady nadzorczej polskiego Greenpeace (jest tam też jeden Polak) powinni to „naturalistyczne” myślenie dociągnąć do końca.
Przede wszystkim jest to przecież znakomita recepta na otworzenie np. Lasu Hercyńskiego, starożytnej puszczy wyciętej przez przodków Niemców w czasach, kiedy potrzebowali drewna m.in. na stosy dla czarownic. Recepta jest prosta – sadzi się las, dużo, dużo lasu. Kiedy drzewa podrastają, zaraża się je kornikiem drukarzem, który pożera wszystko. To, co wyrasta potem, jest tak bliskie lasu pierwotnego, jak tylko się da. Właściwie nie będzie różnicy między Puszczą Białowieską odrodzoną po gradacji kornika a takim lasem, odrodzonym po sztucznej gradacji kornika.
Niestety, ekolodzy, wydający w Polsce miliony austriackich euro na ochronę kornika, nie przeznaczają tych pieniędzy na odtworzenie Lasu Hercyńskiego. Najwyraźniej ci miłośnicy natury nie chcą tej natury mieć u siebie. Być może dlatego, że tak naprawdę się boją, w końcu Niemcy ze strachu zabili pierwszego od stuleci żubra, jaki się u nich pojawił. Potem zresztą go zjedli, jak jakieś dzikusy z lasu….
Obawiam się, że są ludzie, który patrzą bardzo samolubnie na temat życia na Ziemi. Interesuje ich tylko własna wygoda, przyjemność i nic więcej.
Nawet nie przyszłe losy własnych dzieci. W końcu oni już umrą. I czy świat będzie czy nie co ich to obchodzi.
Czy nie jest tak że ci prawdziwi decydenci (nie politycy, bo ci niewiele mogą, – prawdziwymi „mogącymi” są właściciele korporacji, ludzie posiadający pieniądz – to oni mają władzę prawdziwą), są tak moralnie i etycznie skorumpowani, obojętni na los ludzkości i świata na którym żyją, że dbają tylko o własne dobro, własną przyjemność, własne tu i teraz zupełnie nie martwiąc się tym co się stanie po ich śmierci.
To takie moje domniemanie wszakże oparte na obserwacjach, bardzo prostych.
Przeogromne środki będące w rękach takich ludzi nie są wydawane na obronę planety przed skutkami zanieczyszczeń, ale na blichtr i zbytek.
Zegarki za kilkadziesiąt tysięcy, jachty, samochody za miliony.
Dobra luksusowe.
Przyroda nie jest dobrem luksusowym. Jest zastana. Po prostu jest.
Po co się o nią martwić?
A nawet gdyby…- to co ja mogę zrobić. Może niektórym przechodzi coś podobnego przez myśl.
Może.
Nie ma programów wielkich korporacji na ratunek planecie. A jeżeli są to tylko jako „listki figowe”, dla przypudrowania.
Liczy się zysk, budowa nowych zakładów, wykorzystywanie taniej siły roboczej. Człowiek?
Drugoplanowa rzecz.
Przyroda?
W ogóle trzecioplanowa.
Powinniśmy zacząć od siebie, zacząć szanować siebie. Tylko wtedy możemy osiągnąć przełożenie pozwalające na empatię.
Jak to osiągnąć?
Może warto nad tym pomedytować, znaleźć cząstkę Dobra wewnątrz siebie ale też i dla innych.
Tylko taki stosunek do innych i do miejsca gdzie dane jest nam żyć może cokolwiek zmienić.
Nie myślmy tylko o sobie.
(foto: żółty, śmierdzący dym wydobywający się z komina prywatnego domu – dopóki nie zmieni się myślenie pojedynczych ludzi, nie mamy szans na poprawę)