Fundacja im Brata ALberta. Jak to się zaczęło?


Historia Fundacji im. Brata Alberta rozpoczyna się jeszcze w czasach Polski pod panowaniem komunistów.
Jak to się zaczęło?
Troska księdza Tadeusza o Muminków (osoby niepełnosprawne intelektualnie) zaczęła owocować myślami o stałym miejscu opieki.
Szczególnie o tych, którzy zostali osieroceni przez rodziców. Stawali się wtedy naprawdę bezradni.
Komunistyczne domy pomocy społecznej zupełnie nie nadawały się do opieki nad nimi. Szczęśliwie przyszedł…
…Rok 1983 i poznanie pana Stanisława Pruszyńskiego. Kim był ten niezwykle wrażliwy i uduchowiony człowiek?
Sam został osierocony przy porodzie przez matkę. Ojciec z kolei w 1939 roku wywieziony na Sybir. Zmarł po powrocie z łagrów na tyfus.
No i znów te Kresy…
Dwór w Pustomytach na Wołyniu, skąd pochodził pan Stanisław, spłonął spalony przez banderowców w 1945 roku.
W wieku 17 lat pod koniec wojny Pruszyński został inwalidą, po postrzeleniu w nogę przez sowieckiego żołnierza, którego zresztą jego rodzina wyratowała później od kary śmierci za tą pomyłkę.
Ksiądz Tadeusz poznał Stanisława Pruszyńskiego dzięki działaniu w podziemiu opozycyjnym. Poznał go poprzez Józefa Barana.
Wspólnie przewozili części do powielacza. Podczas rozmowy odnaleźli wiele wspólnych elementów w historii rodziny. Między innymi taki fakt z przeszłości familijnej pana Stanisława: arcybiskup Isakowicz z Lwowa (znany krewny ze strony matki księdza Tadeusza) miał okazję przyjaźnić się z pradziadkiem Pruszyńskiego, a jego dziadkom dawał ślub. Ochrzcił też jego matkę.
Tak oto więzi zostały wzmocnione przez wspólne wspomnienia z Kresów.
Po wychowaniu dwóch adoptowanych córek, Stanisław Pruszyński odwiedzał umieszczone w domu starców (!) trzy niepełnosprawne dziewczyny.
W wyniku obserwacji ich okrutnych warunków bytowych w tej instytucji powstał wspólny plan. Kupić dla takich niepełnosprawnych osób domek z ogródkiem.
I zaopiekować się nimi należycie.
W ten sposób od 1985 roku rozpoczęli wspólnie: ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski i Stanisław Pruszyński pierwszy etap powstawania idei. Poszukiwanie miejsca.
Październik 1986 roku okazał się przełomem. Pruszyński znalazł dworek w Radwanowicach należący do Zofii Tetelowskiej.
Po kilkunastu wizytach Pani Zofia zgodziła się na pewnych warunkach przekazać dworek. W dniu 21 maja 1987 roku aktem notarialnym powstałą Fundacja Brata Alberta.
Założycielami byli: Pani Zofia ksiądz Tadeusz i Pan Stanisław. Ze względu na represje komunistyczne i działalność księdza i Pruszyńskiego w Solidarności podziemnej postanowiono jednak, że aby zarejestrowano bez kłopotów Fundację powstanie zarząd, gdzie do jego składu dokompletowano znanego krakowskiego lekarza profesora Stanisława Grochmala i Adama Dębskiego.
Rejestrowano fundację przez rok. W dniu 13 kwietnia 1988 roku udało się to w końcu. Początki były niezwykle trudne. Prowadzenie gospodarstwa, mizerne próby remontu dworku, zbiórka pieniędzy na budowę budynku. Pomoc z Norwegii od niepełnosprawnego, który założył w Askvoll Grupę Przyjaciół Radwanowic; Nilsa Ringstada, była nieoceniona.
I tak udało się między 1987 a wrześniem 1988 wybudować w stanie surowym budynek, a w 1990 roku wprowadzili się pierwsi niepełnosprawni.
Ksiądz Tadeusz przez pewien czas dojeżdżał rowerem do Radwanowic prawie 21 kilometrów. Akurat rozpadł się jego składak „maluch” a upór i wytrwałość w próbach polepszenia losu niepełnosprawnym nie pozwalały mu na zaprzestanie prac i opieki. Społecznie przy budowie pomagali mu też mieszkańcy samych Radwanowic.

Z kolei Pruszyński na łożu śmierci przekazał księdzu Tadeuszowi książkę o wodociągach i kanalizie w gospodarstwie wiejskim, dając mu do zrozumienia, że nie ma wyjścia, to jest już jego dzieło. Ktoś musi pilnować nie mających się już gdzie podziać niepełnosprawnych. I tak już zostało. Z księdza wojującego z ustrojem, a także przecież i stojącego swego czasu niemalże dosłownie nad grobem – chociażby podczas napadu „nieznanych sprawców” z 4 grudnia 1985 roku, a przedtem kilku pobić również dokonanych przez niewykrytych sprawców, ks. Isakowicz-Zaleski stał się księdzem robotniczo-rolniczym. Budującym przystań dla niepełnosprawnych, dbającym o nich. Organizującym pomoc i troszczącym się o ich los.
Przez lata jego upór i wytrwałość niesie owoce. Jak ważne? Każdy z nas niech pomyśli i zastanowi się, a wiedzą o tym szczególnie ci, którzy mają do czynienia z niepełnosprawnymi intelektualnie, jakim wyzwaniem jest chociażby kontakt z nimi; zawsze niełatwy, a co dopiero skuteczna opieka, zajęcie im czasu w jakim swoim rytmem przeżywają świat dookoła.

Szczęśliwie ksiądz Tadeusz idąc tradycją ormiańską księży poświęcających się swojej misji, księży wojujących z wszelkimi przeciwnościami losu, nie poddaje się.
Mimo rzucanych kłód; likwidacji programu o niepełnosprawnych w TVP Info, który prowadził z Anną Dymną swoją koleżanką i przyjaciółką.
Czy też cofnięcia dotacji na fundację przez PFRON. Walczy o każdą złotówkę dla swoich podopiecznych. Jednocześnie dzięki jakiejś specyficznej zaradności, rodem chyba gdzieś z głębi swoich rodzinnych korzeni ormiańskich, łącząc tą misję z drugą jakże ważną: informowaniu społeczeństwa w cyklu objazdowych wykładów o zbrodni Ludobójstwa dokonanej przez OUN-UPA na kresach na wielu narodach tam zamieszkujących. Uzyskiwane pieniądze ze sprzedaży jego książkę w całości zasilają Fundację Brata Alberta jako darowizna wydawnictw.
Trudno opisać wielkość tego wyzwania. Sam poznałem księdza na jednym z takich spotkań. Do tamtej pory mailowaliśmy tylko ze sobą. Moje osobiste wrażenie to zaangażowanie bez reszty, oddanie się sprawie. Czasami niepełnosprawni przychodzą na takie spotkanie, wtedy ksiądz stara się znaleźć dla nich chwilkę pobłogosławi udzieli jakiejś cichej rady. Wsiada potem zmęczony w samochód osobowy należący do fundacji i jedzie dalej walczyć o godne życie dla podopiecznych.

Zupełnie nie czuje się, żeby cokolwiek co na temat księdza Tadeusza mówi się w mediach złego, było prawdą.Tym bardziej mój krytyczny stosunek do mediów uległ dalszemu podważeniu, po bezpośrednim z księdzem kontakcie. Kiedy mogłem skonfrontować osobę, ze zdaniem niektórych dziennikarzy na temat księdza Tadeusza. I informacjami pojawiającymi się w różnych mediach. Zupełnie dwa różne wszechświaty.
Skromny, zupełnie nie pokazujący po sobie rangi problemów z jakimi się mierzy, czasami nerwowy, często zmęczony, a jednak potrafiący na samym spotkaniu autorskim wykrzesać z siebie tyle energii, żeby i dowcipem zaskoczyć zgromadzonych i dzielnie stawić czoło nierzadko trudnym pytaniom. A spotkania owe to naprawdę trudne zadanie. W zeszłym roku organizując spotkanie we Wrześni musiałem po wyświetlonym filmie przez ponad pół godziny prowadzić prelekcję do czasu przyjazdu księdza,powiedzmy pełniłem rodzaj takiego supportu, mówiąc żartobliwie. Ponieważ ksiądz utknął gdzieś w korkach podczas drogi dojazdowej. Naprawdę, nie było to łatwym zadaniem. I odpowiedzialność i napięcie związane z oczekiwaniem, a także świadomość tego, że przecież nie można mówić byle czego, co przyjdzie na myśl.

Byłem też w Radwanowicach. Jestem takim człowiekiem, który musi sam wszystkiego dotknąć aby ocenić. Przeanalizować. Zrozumieć. Widziałem tam ludzi, którzy gdyby nie to miejsce, tkwili by bezradni w swoich domach lub przytułkach jak wyrzut społecznego sumienia. W najlepszym wypadku jakiś wolontariusz odwiedzałby ich raz na jakiś czas w domu. Może trafiliby do jakiejś społecznej świetlicy co byłoby dopustem bożym. W innych sytuacjach egzystowaliby w cieniu marginesu społecznego. Oglądałem programy o niepełnosprawnych i dla niepełnosprawnych w TVP INFO. Programy, które zostały wyemitowane z Anną Dymną i księdzem Tadeuszem nie miały niczego innego na celu, jak polepszenia statusu niepełnosprawnych. Zwrócenia na nich uwagi. Dlaczego cykl został zdjęty? Za mało był medialny? Przecież emitowany był w TVP publicznej, której misją jest mówienie o takich sprawach. Sam tytuł programu nadawał już odpowiednią rangę społeczną problemowi: ?nie-Potrzebni?.
Pozostaje więc nasze prywatne wspieranie fundacji, zważywszy na karygodny sposób pozbawienia jej dotacji i próby zminimalizowania problemu w przestrzeni społecznej.

Piotrek

Materiał opracowany na podstawie wspomnień autobiograficznych ks T. Isakowicza-Zaleskiego zawartych w książce „Moje życie nielegalne”.

Poniżej: linki do informacji na tematy związane z fundacją i programem w TVP INFO. Szczególnie ten trzeci jest kuriozalny w konfrontacji ze zdjęciem programu „nie-Potrzebni”.

Fundacja pozbawiona dotacji

Program nie-Potrzebni ks Isakowicza i Anny Dymnej

TVP przyjazna dla niepełnosprawnych?

Darowizny można także wpłacać na konto:

Bank PEKAO SA, ul. Pijarska 1, Kraków
21 1240 4533 1111 0000 5428 2421

Osoby przekazujące fundusze z zagranicy:

SWIFT (BIC) : PKOPPLPW
IBAN: PL 21 1240 4533 1111 0000 5428 2421

Poniżej link do materiału z wizyty w ośrodku zajmującym się pomocą takim osobom z naszego podwórka, w Poznaniu. Nie jest to ośrodek Fundacji podaję go za przykład takich miejsc. Idea jest wielce szlachetna. Temat niepełnosprawnych będę starał się częściej poruszać na stronie. Czasami nasz stosunek do tych ludzi tak bardzo potrzebujących czasami chociaż uśmiechu i dobrego słowa woła o słowa:
BEZ PRZESADY ! Zmieńmy się, stańmy się ludźmi dla niepełnosprawnych, oni nas potrzebują!
Sokoły na os Grunwald-Południe

Autor

Piotrek

Cóż, ten świat nie zawsze działa według norm, które zakładasz,że istnieją...? Co jest dobre co złe? Czy lepiej milczeć na ten temat, czy mówić? Zdecydujcie sami, ja już podjąłem decyzję.