W zeszłą sobotę kupując w markecie znanej sieci (z centralą w Krakowie) przy ul. Mągowskiej 4 doświadczyłem nie po raz pierwszy zresztą, niemiłej sytuacji. Kupowałem w promocji soki Herbapolu, oznaczone wywieszką promocyjną, „cena 4 zł jeżeli kupisz 2, różne smaki”. Kiedy kupują coś w promocji jestem szczególnie wyczulony przy kasie, wiemy wszyscy jak działają tego typu systemy, przy mnogości zakupów, zmęczeniu chodzeniem między regałami, wielu z nas po prostu nie zwraca uwagi na promocyjne artykuły przy kasie zakładając uczciwość, i ew. brak pomyłek w odwiedzanym markecie.
Ja jednak nie dowierzam sieciom. I jak się okazuje słusznie. Przy kasie stwierdziliśmy wspólnie z panią kasjerką, że na końcu rachunku nie odejmuje się rabat wynikający z promocji.
Pani w kasie stwierdziła, że bezproblemowo załatwię WSZYSTKO w informacji. I z takim przeświadczeniem udałem się tam, po odstaniu dość długiego czasu przed kasą. Właśnie dlatego upewniałem się co do faktycznej pełnej obsługi w informacji.
Tam niestety okazało się, ze promocja obejmuje tylko dwa z trzech wystawionych soków (sic!), pewnie jeden gorzej schodził… Ja miałem to nieszczęście, że nieświadom zupełnie tego (wywieszki nie informowały o tym, że kupując tylko malinowy i dziką różę objęty zostaniesz promocją, wiśniowy, nie) chciałem nabyć NIEWŁAŚCIWY smak… w promocji…
W związku z powyższym poprosiłem o wymianę na właściwy, pamiętając, że nie muszę ponownie stać w długiej kolejce do kasy gdyż tutaj „załatwię wszystko”. Jakież było moje zdziwienie, kiedy to pani obsługująca stanowisko w Informacji skierowała mnie z moim problemem ponownie do kasy. Na moje: „Nie interesuje mnie ta opcja zostałem poinformowany, że tutaj zostanę obsłużony w pełni”, usłyszałem cicho: „Mnie też”…
Oznaczało to mniej więcej tyle, że i pani w Informacji nie interesowała moja sprawa. W porządku, rozumiem, w końcu to moje soki, jednak zważywszy na pracę w takim, a nie innym miejscu jej wypowiedź wydała się mi niewłaściwa. Na co zwróciłem jej uwagę. Oczywiście od razu zapomniała o swoim komentarzu, za to po chwili dowiedziałem się, że jednak w ramach wyjątku („dla Pana”) mogę wejść na sklep i skasuje mi te butelki soku przy kasie, która nota bene znajdowała się jak najbardziej przy stoisku.
Łaskawie.
Oczywiście wyszedłem, odbierając pieniądze za towar (zażądałem zwrotu- za „promocyjny” zakup).
Dla porównania dokonując zakupów za granicą np. w niemieckim Realu zetknąłem się, z dokładnie odwrotnymi zachowaniami i daleko idącą pomocą w „odkręcaniu” błędnych zakupów.
Zastanawiam się z czego to wynika, z kultury zachowania pracowników, poziomu zarobków, wyszkolenia, czy też ewentualnego przemęczenia wydłużonym czasem pracy itp.
Nie chodzi tutaj o kwotę, dla mnie kupującego była symboliczna, chodzi o zasadę, niemniej jeżeli spojrzy się na to od tej strony dostrzeże się prawidłowość, o ile sytuacje takie będą miały miejsce częściej, kto się wzbogaca?
Oczywiście nie polecam owego molocha przy ul. Mrągowskiej 4 w Poznaniu. Tym bardziej, że nie pierwszy raz spotkała mnie tego typu sytuacja w tamtym miejscu, z artykułami „promocyjnymi”..
Piotrek
Problem chyba polega na tym że Polak mało zarabia i dlatego patrzy tylko przez pryzmat pieniędzy.
1. klient nawet jakby chciał nie przepłaci 20-30% ceny w osiedlowym sklepiku tylko gania do hipermarketu po proszki , płyny itp. w promocjach — ergo klient i tak tu wróci !!
2. Skoro klient wróci to PRAWDZIWA OBSŁUGA KLIENTA jest fasadą która musi być i jest niechcianym dzieckiem
3. Dyrektor marketu patrzy aby były oszczędności więc zatrudnia firmy zewnętrzne a pracowników mobinguje zwolnieniem
4. Pracownik „zmotywowany” niską pensją i zestresowany przez przełożonych raczej nie ma dobrego podejścia do klienta Bardziej patrzy jak na upierdliwca który mu przeszkadza dotrwać do końca zmiany….
5. Trochę optymizmu na koniec – lubię kupować w CASTORAMIE bo zwroty z paragonem są bezproblemowe – zawsze gotówka
6. W IKEI gorzej bo jak żona zapłaci kartą to zwrot jest na jej kartę więc musi się zjawić osobiście