Wcześniej pokaz filmu. Sala podziemna w Kinie Duchowym u karmelitów (na Wzgórzu Św. Wojciecha) pękała w „szwach” jak to się mówi.
Na spotkanie z reżyserem filmu p. Mirosławem Krzyszkowskim przybyło mnóstwo zainteresowanych osób.
Nie wszystkie jednak były odważne.
W związku z tym wszystkie zakrywam zasłoną. Zbyt wiele twarzy nie ujrzycie… Dlaczego?
Dowiecie się poniżej…
Ponieważ Prawda jest tylko jedna.
Musimy o nią walczyć. Ciągle. Nie możemy przestać. Odpuścić. Prawda dotyczy wielu spraw. To historie nas wszystkich. Żadnej z nich nie możemy lekceważyć – jednak są historie szczególne.
Przez chwilę mówiłem o tym na spotkaniu. Może niezbyt zgrabnie – z uwagi na wzruszenie – jednak przekaz był chyba zrozumiały. Jeżeli było inaczej dajcie znać…
To my naszą postawą, naszym zachowaniem, naszym słowem, czynem, twarzą, czasami ubiorem świadczymy.
Dokumentujemy drogę do Prawdy i nią samą.
Jeżeli nas zabraknie – kto będzie bronił Prawdy?
Dlatego wydało się mi szczególnie dziwne i niezrozumiałe ukrywanie się „z twarzą” pani z Radia Emaus, kiedy to chciałem zrobić jej fotografie jako zadającej pytanie. Jak się okazało dość niezrozumiałe.
O negatywach, o narzekaniu…
Zaraz po spotkaniu reżyser powiedział bardzo ważną rzecz. Ci ludzie mieli zamykane usta przez dziesiątki lat. Oni byli spychani na margines życia, a więc u jego schyłku chcą w końcu przemówić.
I tak się musi stać.
A my nie powinniśmy się wstydzić naszych twarzy, kiedy walczymy o Prawdę.
Tylko takie zachowanie gwarantuje jej zwycięstwo.
Czasami trzeba ponosić ofiary. Nasi rodacy je ponosili. Rotmistrz Pilecki poniósł najwyższą ofiarę.
Zdaje, się że nie wszyscy pojęli sens przekazu.
Mówiłem w sali „duchowego wzrostu” wznosząc się na wartościach jakie przez chwilę złączyły nas w rozumieniu dobra, mówiłem o ogniu, jaki powinien zapłonąć w sercach obecnych – można by rzec – o niesieniu „kaganka” do swoich domów. Wyniesieniu go z katakumb kościoła karmelitów. Stanięcia z „otwartą przyłbicą” w takiej czy innej koszulce wśród świata pełnego wrogów ideologicznych.
Stać nas? Potrafimy?
Czy tylko umiemy przyjść do piwnicy obejrzeć film i porozmawiać sobie w swoim zaufanym gronie?
A tymczasem inni udowadniają Prawdę na różne sposoby.
Chociażby tą koszulką, jej noszeniem, udokumentowania potrzeby prostego czynu – świadczenia Prawdy, nie tylko swoją obecnością na filmach, na prelekcjach, – ale też czynnym działaniem; rozmowami z Przyjaciółmi, z Rodziną, organizacją spotkań, nawet takich kilkuosobowych.
Kiedyś miałem spotkanie dla 8 osób. Mówiłem do nich tak samo jak do całej pełnej ludzi sali.
Ponieważ nie ważne jest audytorium w sensie liczbowym – lecz ważny jest przekaz. Po spotkaniu odbyliśmy długą i miłą rozmowę.
Musimy tak działać jeżeli chcemy cokolwiek zmienić – mówić o tym co usłyszało się na tym, czy innym spotkaniu, co się zobaczyło, co usłyszało od Świadków – tych jeszcze żyjących -i….
świadczyć o Prawdzie.
Cóż innego czynił nasz Mistrz?
Czy umiemy wychować nasze dzieci tak, aby nie wstydzić się za nie?
Czy umiemy wychować je w Prawdzie? Dać dobry przykład.
Nie obłudnie zawozić je pod kościół, a samemu nie wchodzić, zostać na papierosie, lub przed jego progiem bo tam duszno…
Na przykład.
Mówić co innego, robić co innego.
Jak mają dzieci nasze czerpać wzór z naszych zachowań, postępowania?
Tak, to ciągła walka. Walka z samym sobą.
Minuta po minucie naszego życia upływa na takich pojedynkach.
Musimy zacząć wymagać od siebie – w końcu – nie tylko od innych, skończmy krytykować, pouczać, wskazywać drogę – z której być może my sami zeszliśmy…
Jednym słowem stosując się do słów Mistrza – przestać dostrzegać belki w oczach innych, a pokornie spoglądać na własną drogę życia i starać się być świadectwem dla Prawdy.
Rotmistrz Pilecki był tego wzorem – nie zawaham użyć się tego określenia.
Do końca wierny swoim ideałom – do końca Prawdziwy.
Czy dlatego tak bardzo niewygodny?
„Prawda was Wyzwoli”
„Pilecki” jako fabularyzowany dokument jest majstersztykiem. Pokazuje prawdę o bohaterze, a jednocześnie przenosi nas w jego świat. Produkcje Wołoszańskiego znane na całą Polskę potwierdzają ów wzór realizacji dokumentów historycznych.
Ten film jest groźny- ponieważ operuje Prawdą, oczyszczoną i oddartą z naleciałości, wskazuje Prawdę tamtego czasu. Bohaterom opowieści odebrano epopeję, bohaterską walkę z Niemcami, komuniści odebrali jej sens – a jednocześnie jak mówi Pilecki w filmie, walka w Polsce komunistycznej nie niosła nadziei, była po 100-kroć gorsza, ponieważ cała Polska była zatruta jadem. Nie było żadnego miejsca poza „obozem koncentracyjnym” – katownią komunistyczną – dobrego, do którego można było uciec.
Cała Polska była obozem.
Co gorsza był to obóz tylko w małej części poddany kontroli i terrorowi okupanta sowieckiego. Najgorsi byli rodzimi komuniści, którzy prześcigali się w okrucieństwie i „podlizywaniu się” u decydentów sowieckich- rosyjskich komunistów.
Mroczny, zły czas.
Dlatego może jest taki heit na ów film, ów temat. Wśród nas jest wielu jeszcze, którzy darzą estymą tamtych ludzi u sterów władzy za czasów komunistów, – sami oni jeszcze żyją i wywierają wpływ na politykę, na kraj. Co gorsza wychowali swoich następców, którzy przeszli swoistego rodzaju ewolucję – i dostosowali się do praw demokracji i wolnego rynku.
Zmutowali.
Aby kontynuować w ukryciu posłannictwo swoich wypaczonych rodziców-komunistów.
Osobiście mój odbiór filmu opierał się na zrozumieniu tragicznej prawdy ludzi wtedy żyjących i silnym wzruszeniu, wynikającym z pojęcia ich ofiary. Mimo świadomości bezsiły i braku wyjścia. Wybrali jedyne wyjście jakie widzieli. Być sobą.
Doświadczenie osobiste podsuwa mi podobne refleksje:
Z jednej strony w rodzinie ukrywał się – jeszcze w latach 60-tych (w sensie zmiany tożsamości) partyzant oddziału VIN; z drugiej strony, jedyny syn mojego dziadka zginął w tajemniczych okolicznościach w wojsku, wcielony do jednostek KBW, po tym jak dziadek odmówił współpracy z organami bezpieczeństwa i rozpoczęto jego uciążliwe gnębienie – jako kułaka.
Dopełnieniem czary goryczy była właśnie ta śmierć. Śmierć jedynego spadkobiercy i gospodarki i nazwiska. Rodu.
Dlatego też podjąłem się jeszcze w latach 80-tych upamiętnienia tej ofiary i zmieniłem nazwisko na nazwisko panieńskie Mamy
( Losy rodzinne: Szelągowski Wiktor i jego syn Józef ). Nie udało się im więc.
Pamiętamy i pamiętać będziemy.
Krótkie filmy ze spotkania:
wkrótce następne filmiki ze spotkania…
ps
Po spotkaniu podeszło do mnie kilka osób, były słowa uznania za moje wystąpienie, ale był też głos pani, która dołączyła do owej spikerki radiowej – to nawet nie była prośba ale nakaz: nieumieszczania jej fotografii, kiedy zadawała pytanie.
Po cóż je w ogóle zadawała?
A więc przynajmniej do dwóch osób na sali nie dotarło to co chciałem przekazać – żeby pełnić misję trzeba poświęcić wiele, czasami nawet ujawnić się, odsłonić, narazić się na ryzyko ataku, oczerniania – prze „złe siły”.
Dlatego zupełnie nie pojmuję tych zastrzeżeń.
A dlaczego,- to pewnie sami się domyślacie…
Tak ma wyglądać bohaterstwo świadczenia Prawdy?
A więc -raz jeszcze -w zgodzie z tymi dwoma paniami – zamazane twarze…
Czy z mroku wyłoni się Prawda? Damy jej się ujawnić?