Ponoć
Postaram się wkrótce zweryfikować tą informację (telefoniczną), którą otrzymałem paręnaście minut temu.
Jedno jest pewne; informacje, które opisuję od kilku miesięcy wyraźnie wskazują na eskalację konfliktu zbrojnego- wojny domowej na Ukrainie. Piszę o tym od tych paru miesięcy otwartym tekstem. Giną niewinni cywile w imię interesów globalnych potęg.
Nie przepadam za Rosją (w sensie post-komunistycznych wpływów, nie mówię tutaj o zwykłych prostych ludziach tak samo doświadczonych przez życie jak i nasi rodacy), jednak gdyby na przykład Hawajach doszło do podobnej sytuacji, jak na Ukrainie (a więc strefa bezpośrednich wpływów USA), sprawa byłaby pewnie potraktowana bardzo radykalnie.
Pamiętamy Zatokę Świń.
Dlatego też nie dziwię się, że Rosja robi co może aby udaremnić wpływy obce u swoich granic. My robilibyśmy tak samo. O ile bylibyśmy państwem niezależnie działającym i dbającym o dobrze pojęty własny interes.
Wczorajsze podanie się do dymisji rządu Jaceniuka zostało skomentowane przez kolegę: „…może maczał palce ktoś z nich w upadku samolotu pasażerskiego i ktoś teraz tym szafuje?”
Kto wie…
Jedno jest pewne:
Powinniśmy trzymać się z dala jako kraj, naród od całej tej śmierdzącej sytuacji. Pomoc charytatywna jak najbardziej – zwykłym ludziom, cywilom, różnych narodowości, jednak opowiadanie się po którejkolwiek ze stron to poważny błąd polityczny.
TO widzą wszyscy moi rozmówcy, od sprzątaczki, handlowca, po prezesa firmy, czy prawnika, kiedy prywatnie o tym rozmawiamy.
Każdy chce spokoju i pokoju, nie wojny i zaangażowania w konflikt nie nasz, dosyć już pozycji „Chrystusa narodów”.
Tym bardziej że coraz wyraźniej widać, że konflikt ten mógł być sztucznie wywołany przez siły anty-rosyjskie, które chciały doprowadzić z uwagi na geopolitykę globalną, do przejścia Ukrainy na stronę (jak by tego nie pojmować) Zachodu, ze strefy wpływów Rosji.
Warto za to nam ginąć?
P.Sz.