Paranoja wyborcza?

Dlaczego? Skąd ten tytuł?
Chodzi o temat związany z głosowaniem poza swoim miejscem zamieszkania. Wcześniej było to dość proste. Występowało się o zaświadczenie do urzędu o dopisanie do listy. Może było aż nadto proste. Ok.
Teraz jednak jest jakieś szaleństwo.
Dużym problemem jest brak potrzeby miejsca zamieszkania. Co prawda i tak różne organy żądają potwierdzenia owego miejsca.
Sytuacja, gdy pewna znana mi osoba próbuje w końcu zalegalizować miejsce swojego pobytu, nie w formie zameldowania (ponieważ nie ma takiego obowiązku) ale w formie umożliwiającej udział w głosowaniu.

Ilość papierków jakie musi wypełnić jest zatrważająca. Czas update po złożeniu ich do możliwości pójścia na głosowanie to 3 doby.
Uwaga! Następuje weryfikacja przez straż miejską. Wieczorem wjazd do domu i „odpytka”.
Co ciekawe jednym z bardziej kluczowych pytań jest: A dlaczego nie jest Pan tutaj zameldowany skoro tu Pan mieszka?
No przecież: NIE MA OBOWIĄZKU ZAMELDOWANIA!
Czyżby Państwo samo sobie robiło pod górkę?
Jak ma przyjść PIT z podatkiem do płacenia to jakoś bezbłędnie trafia…
Okazuje się że… Straż miejska próbuje oprzeć się na jedynym dokumencie, który ma jeszcze adres zameldowania: prawie jazdy.
To jak? Potrzebne było to zameldowanie czy nie?

Konkluzja: ile osób nie zagłosuje w tym roku TYLKO DLATEGO że przepisy które mają wyborcom to umożliwić, tak naprawdę tak dalece utrudniają taką możliwość, że wyborcy zapewne postanowią w ogóle nie wziąć udziału w głosowaniach.
A to najważniejsze głosowania bo nie polityczne – chociaż upolitycznione (a nie powinny być). Działania samorządu często wymagają współpracy ponadpartyjnej dla dobra mieszkańców. I tak naprawdę w wielu miastach Polski nie patrzy się tak pilnie na przynależność partyjną ale na działalność dla lokalnych społeczności.
I tak powinno być. Szkoda jednak że w wielu przypadkach wyborcy wplątują w to „wielką” politykę.
Zresztą i potem część radnych też to robi – co odbija się na sprawności dla lokalnych działań.

Kiedy będzie w tym temacie normalnie?

To święto demokracji, jakim są wybory nie udaje się za specjalnie, a w Poznaniu szczególnie. Ograniczenia jakie mamy z uwagi na małe możliwości prezentowania kandydatów (dykty w kilku rejonach miasta, niekiedy w miejscach całkowicie opuszczonych i bez znaczenia, np ulica Żelazka), w naturalny sposób utrudniają dotarcie do wyborcy z informacją o sobie.

Przykre to i smutne. Wygląda też dość karykaturalnie – jak na demokratyczne święto. Oczywiście te decyzje są decyzjami poszczególnych rad miejskich i prezydentów miast.
Może warto to zmienić…?


screen ze strony wp.pl (artykuł o urnach wyborczych – https://wiadomosci.wp.pl/problem-podczas-najblizszych-wyborow-urny-za-30-mln-sprawiaja-problemy-6281773272733313a).

Autor

Piotrek

Cóż, ten świat nie zawsze działa według norm, które zakładasz,że istnieją...? Co jest dobre co złe? Czy lepiej milczeć na ten temat, czy mówić? Zdecydujcie sami, ja już podjąłem decyzję.