Z maila od dr Zapałowskiego:
„Awantura przy granicy z Polską
Były prezydent Gruzji, były wojewoda odesski i obecny bezpaństwowiec Saakaszwili za par dni chce przybyć na Ukrainę i wywołać kolejny majdan. Przy granicy z Polską Poroszenko mobilizuje wojsko. To się porobiło u naszego strategicznego partnera
https://nahnews.org/995820-poroshenko-styanul-voiska-k-granice-s-polshei-saakashvili-reshil-ustroit-novyi-maidan-na-ukraine
A tymczasem słyszałem wczoraj od koleżanki Ewy, że Ukraińcy chcą integracji- ba! inkorporacji części Ukrainy przez Polskę!!! Na to nawet liczą. Rozmawiała z jednym z pracujących przy budowie drogi ekspresowej do Wrocławia. Pokazywał jej spracowane dłonie, potem rozmawiali – okazało się, że wcale nie jest takim „robociarzem” na jakiego wyglądał – po dwóch fakultetach w Kijowie, mówił że nic tylko czekają, aż Polska wróci na swoje stare ziemie, że wtedy będzie lepiej.
[Może dlatego te wojska są gromadzone aby Polskę siłą przymusić do tej inkorporacji??]
Oczywiście, tylko dla kogo? Na pewno nie dla nas. Kasa jaka by poszła na Ukraińców (bo tak by było) mieszkających na naszych dawnych ziemiach zubożyła by Polaków w Polsce.
Odbudowanie tam infrastruktury to wręcz niemożliwość. Dlatego ja osobiście jestem od lat przeciwny takim awanturniczym pomysłom. Żadnej zmiany granic, żadnego „odzyskiwania ziem”. Wszystkim rewizjonisto bez wyobraźni w tym Aleksandrowi – i wielu innym, mówię: zdecydowanie NIE!.
Ukraina niech sobie będzie, tam gdzie jest – to najlepsze rozwiązanie. A jak państwo o siebie nie dba, to niech nie oczekuje, że inne odda mu wszystko to, co najlepsze.
Ukraińcy uciekają z Ukrainy jak szczury z tonącego okrętu – przezabawne; w Polsce są wielkimi patriotami swojego kraju – na odległość. Potrafią się wykłócać, rozdzierać szaty jacy to oni wielcy patrioci.
Ostatnio właśnie o takiej rozmowie opowiadał mi mój kolega Krystian.
Ale też potrafią być u nas, tutaj zupełnie inni, objawiają swoje drugie oblicze: potrafią być butni, roszczeniowi – inna koleżanka Sylwia opowiadała mi jak to w bardzo znanym markecie pewnej jeszcze bardziej znanej sieci (szczególnie w Poznaniu z uwagi na nazwę związaną z tym miastem) pracująca tam Ukrainka wręcz rzuciła jej w twarz towarem (ser) kiedy poprosiła o pokrojenie (Ukrainka nie bardzo rozumiała, o co chodzi? – więc wyładowała się na klientce…) musiała go z niemi podnosić. Tak się wystraszyła, że przestała robić zakupy w tej sieci.
Co więcej bała się to zgłaszać gdyż uznała że w dobie wszechobecnej „tolerancji” (źle oczywiście rozumianej), zgłoszenie takie uznane będzie za…: BRAK TOLERANCJI!
Cóż…
A politycy (nasi?) puszczają wciąż tylko perskie oko do polityków z Ukrainy w ogóle nie interesując się swoim własnym narodem.