Wiele
Otóż znajomy księgowy opowiada mi wczoraj prawdziwą historię, którą opowiadał jego klient.
Ów klient udał się do banku po kredyt.
Po długich analizach, dostarczaniu i przeglądaniu licznych zaświadczeń i wszelakich innych dokumentów przeprowadził taką krótką:
„-Pan nigdy nie brał kredytu?
-Nie
-No, Pan nie jest wiarygodny dla naszego banku…”
Inny przykład jak to się mówi: „z życia wzięty”:
Kolegi przyjaciel mieszka i pracuje w Holandii. Zarabia tam około 8,5 tys (w przeliczeniu na naszą walutę). Pragnął kupić mieszkanie w Polsce, aby za jakiś czas móc się przeprowadzić do Polski.
Po wielu dniach wydeptywania bruku, w wielu różnych bankach w Polsce, nie otrzymał od ŻADNEGO z nich zdolności kredytowej umożliwiającej zakup mieszkania.
Zrezygnowany wrócił do Holandii, gdzie kredyt załatwił…w kilka godzin.
Oczywiście na zakup mieszkania na miejscu, za granicą Polski.
Takie jest to państwo, przychylne dla Polaków, swoich obywateli…
Niestety to jest zupełnie „naturalne” dla banków (celowo użyłem tego słowa).
Zaufanie jest pojęciem abstrakcyjnym dla banków, które działają według schematów pisanych przez panów bez wyobraźni. A wszystko sprowadza się do decyzji pana z działu kontroli, który ocenia każdy przypadek, który albo mu pasuje do schematu albo nie. Po cóż miałby przypuszczać „niepewny” przypadek? Co on będzie z tego miał? Wychylać się? Niepotrzebne ryzyko, w razie czego będzie na niego. Poza tym pod tym wnioskiem jest 1000 następnych.
Jest to z ich strony czynność mechaniczna, odarta ze wszelkich emocji.
Co my możemy zrobić? Jak się bronić? Będąc świadomym, jak działa system „zerojedynkowy” trzeba temu systemowi dać to co potrzebuje aby przepuścić wniosek z decyzją pozytywną. Czyli raz na jakiś czas kupić np. czajnik elektryczny na raty. Absurdalne? Nie! W systemie ratingowym „zarabiamy” punkty zaufania w ten sposób (oczywiście spłacając w terminie). I przestajemy być „białą kartką” dla banku. :)