Trafiłem na relację z jakiejś pikiety feministycznej- w prasie. Dla mnie głoszone hasła, są co najmniej dziwne. Szczególnie jedno:
„Kocham cię Mamo- nie każda z nas marzy by to usłyszeć”
TO o czym te kobiety marzą? A może marzą o mordowaniu dzieci, znęcaniu się psychicznym i fizycznym, biciu molestowaniu? Może marzą o obozach śmierci? o mordach i okrucieństwach? tak zagniewane na życie świat i facetów, ze muszą na kimś wyładować agresję i frustrację… Chore do bólu, chore z nienawiści i braku miłości, chore z dumy i chęci posiadania, pragnienia władzy, – szalone bo czujące się niepotrzebnymi w głębi…
Kto takie monstra będzie chciał?
aha zapomniałem przecież one nie chcą aby je ktoś chciał- one są niezależne to one pragną i rozkazują skazane na samotność i wibrator. Ewentualnie język litościwej koleżanki. Feminy, butne i do niczego- programowo – beznadziejne, ułomne i wypaczone, jak zepsute zegarki nieprzydatne do niczego. Margines życia społecznego. pełne za to samouwielbienia i wielu innych „samo”….
Cóż, można się mocno zdegustować… Pamiętajcie: nie musicie ich szanować, skoro nie szanują samych siebie.
Na koniec; tekst niejakiej A. Christie:
„My kobiety zachowujemy się jak idiotki. Domagałyśmy się, aby pozwolono nam jak mężczyznom pracować. Mężczyźni to zaakceptowali…..(…) Powinnyśmy się uczyć od kobiet epoki wiktoriańskiej (…) szczerze podziwiały swoich mężczyzn, ale jednocześnie z żelazną konsekwencją wymagały od nich opieki”
Piotrek
zdjęcie, które zrobiłem hasłu w gazecie epatującej niezależnością feministek.
Kocham Cię Tao, nie każdy ksiądz marzy aby to usłyszeć.
Prowokacyjnie, ale warto się zastanowić nad pozytywnym afirmatywnym podejściem do nieposiadania dzieci. Na przykład tradycyjnie występował często korelacja pomiędzy bezdzietnoscią a pełnieniem funkcji nauczycielskich, guwernerskich. Wtedy kobiety oiekowały się gromadka, choć niekoniecznie własnych dzieci. Zamiast pomstowaź warto pomyśleć dlaczego w Berlinie na Prenzlauerberg jest jeden z wyższych wspólczynników dzietności. Wbrew stereotypowi nie jest to dzielnica imigrancka, tylko alternatywna. Pełna rozwerzystów i rowerzystek placów zabaw, skłotów etc. Tam feministki, rowerzystki, graficiary mają wyższą „dzietność” niż spokojna klasa średnia. Czemu? Bo tam kobieta nie musi wybierać, tak jak w Polsce, gdzie wychowanie dzieci, to koniec kariery zwodowej (tej sensownie płatnej) a początek kiepskich prac (z jednej pensji nikt nie wyżyje), mordega życia bez przedszkoli i żłobków (choćby przy zakłądówych – np. UAM nie ma przedszkoli dziennego pobytu dla dzieci kadry, studentów i studentek). Więc warto na powyższe hasło spojrzeć jak na wezwanie do systemowego zajęcia się problemem macierzyństwa.
Wszystko zależy od spojrzenia w tym kontekście co powyżej trudno się nie zgodzić, z kolei jeżeli pomyślimy o kontekście związanym z aborcją inaczej już to wygląda, hołduję wszystkim wartościom związanym z epicentrum: najwyższą wartością moralną jest ochrona i szacunek dla ludzkiego życia w każdym stadium i każdej sytuacji również kiedy mamy do czynienia ze zbrodniarzami- jestem w tym kontekście przeciw karze śmierci dla nich jak i dla nie narodzonych dzieci.
Ponad to nie mogę pisać inaczej, chociażby ze względu na imperatyw kategoryczny. :-)
i oczywiście jeszcze jedno, to prowokacja…, taki a nie inny tekst – cholerka po co to napisałem już nią nie jest…, ale nic to :-)
to z „Metra” bodajże – Agora Rules.
zdjęcie znaczy się gazety…