Przed kilku dniami byłem na wykładzie, o którym chciałbym napisać kilka słów poniżej. Z kolei tytułem powyżej starałem się objąć tematykę na tym spotkaniu poruszaną.
dr
Kiedy orzec śmierć mózgu pacjenta? Co może wpływać na to, że może istnieć ?skłonność? do przyspieszania jej orzekania?
Są to rozważania, które nasunęły się mi po przysłuchaniu się dyskusji po wykładzie.
Głos w fazie dyskusji zabrał jako pierwszy doktor Leon Drobnik
Dzięki temu dostrzegłem też inne zagadnienia, a jego słowa uświadomiły mi złożoność problemu.
Po kilku dniach zastanawiania się nad zagadnieniem doszedłem do przekonania, że temat jest problemem etyczno-moralnym o podłożu ekonomicznym.
Może odrobinę spłaszczę teraz tematykę, aczkolwiek wydaje się że sięgnę sedna: kwestie finansowe, które są bez-pośrednio obecne przy ocenie na „tak” lub „nie” dotyczącej śmierci mózgu odgrywają o wiele za dużą rolę, niż powinno to mieć miejsce.
Powrócę w tym miejscu do wypowiedzi dr Drobnika, chodzi o media, które zaciemniają obraz ? skłócają ? jak on to ocenił, grupy dyskutujących na ten temat specjalistów lekarzy.
Media mają to do siebie, że często celowo manipulują tematem, po to aby go uatrakcyjnić lub wykorzystać. I zapewne według mojej oceny to miał na myśli Pan doktor.
Wracając jednak do moich rozważań w temacie wykładu.
Nie chodzi tutaj o ustalenie progu – moim zdaniem ? ustania funkcji mózgu (o ile w ogóle taki stan następuje wyłączając śmierć fizyczną całego organizmu). W przypadku śpiączki, wszyscy podejmujący dyskusję specjaliści powinni zgodzić się z moją opinią, która kieruje się prawem do udzielania pomocy chorym: powinny być takie środki wypracowane przez społeczeństwo, że każda osoba mająca chociażby minimalną szansę na powrót do życia (czy też i zdrowia w dalszym ciągu) powinna mieć do tego nie tylko prawo, ale i możliwości.
Powinny istnieć takie ośrodki, gdzie próbowano by nie tylko utrzymać ludzi będących w śpiączce przy życiu, ale gdzie też trwałyby ciągłe próby ich wybudzenia.
Jest to model opiekuńczy, bez względu na koszty ? próba uszanowania tego, co jest ? według słów wielu; i polityków, lekarzy, filozofów ? dobrem najwyższym: życiem jednostki, życiem człowieka.
Dyskusja podnosi aspekt etyki postępowania: ustanowienia niepodważalnego prawa do życia w każdych warunkach i w każdym sensie – każdego człowieka.
Tak jednak nie jest. Moralność wykonania nakazów zawierających się w etyce tego prawa bywa różna. Moralność lekarzy bywa różna. Moje odczucie i odbiór tego problemu też się zmieniły szczególnie po przysłuchaniu się dyskusji i chociażby zwróceniu uwagi innego zabierającego głos lekarza dr Jerzego Warchoła, który wskazał na przykładzie komórki, że nie istnieje tak naprawdę moment w którym odnajdujemy dane mówiące o jej śmierci ? lecz określamy że dana komórka poddała się tak dużej entropii że nie może być już mowy o jej zwięzłym bycie jako komórki, ale znów nie odnajdujemy tutaj granicy tej entropii. O ile dobrze rozumuję i odnajduję problem.
Czy istnieją obwarowania prawne, nazwijmy je podporami systemowymi, które ułatwiają obecnie decydującym określenie stanu śmierci, być może też mogą ułatwiać naginanie granicy określenia ?entropii? (?) mózgu?
Czy celem może być chęć ponoszenia niższych kosztów (utrzymania nie wybudzonego pacjenta), czy też chęć… osiągnięcia zysków (z otrzymania organów do transplantacji)?
Czy takie podejrzenia mogą być uprawnione?
Rozważam te zagadnienia czysto hipotetycznie nie wskazując winnych, gdyż mogę jedynie zgadywać ile zmiennych wpływa na podejmującego decyzję (członka rodziny? Lekarza?) o odłączeniu osoby od urządzeń podtrzymujących życie. Ten problem jest zbyt szeroki, a jednocześnie jednak fundamentalny. Na tyle że ubogie miejsce jakie mam do dyspozycji na stronie nie jest w stanie temu sprostać. Już podczas pisania tylko powyższego krótkiego tekstu dostrzegam zbyt wiele stanów, sytuacji, problemów które mogą się pojawiać. Tak naprawdę każdy z tego typu przypadków jest całkowicie jedyny w swoim rodzaju.
Jedno wydaje się mogę poddać bezwzględnie pod dyskusję: decyzja rodzin.
Nie wydaje się, aby osoby będące bezpośrednio emocjonalnie zaangażowane (uwaga: nie zawsze jest to zaangażowanie etycznie czyste, nie umiemy rozstrzygnąć czy decyzja wynika z bólu czy też z jakiś utajonych innych powodów, bez względu na zewnętrzne zachowanie), mogły być zdolne do rozumowego i logicznego podjęcia decyzji, która jest tak naprawdę decyzją dotyczącą istnienia lub nie, innej istoty ludzkiej.
Tutaj uwaga nadrzędna: nie zamierzam w żadnym sensie komukolwiek innemu oddawać w ?ręce? możliwości decydowania o tym momencie. Nie może to być żadne gremium, konsylium, czy pojedyncza osoba, żadne też prawo ustanowione w sposób argumentujący za pomocą tych czy innych uwarunkowań nazwijmy to: ?paragraficznych? ? mających zastosowanie z wynikających i będących nawzajem ze sobą w jakiś tam prawniczych interakcjach przepisów ? które być może w tej specyficznej mowie, prawniczym metajęzyku, są rozsądne, logiczne i zasadne. Moim wewnętrznym przekonaniem jest, że język prawa nie zawsze opiera się na uzasadnionych i prawdziwych ideach czynów wynikających z etyki dobra, chociaż jest tak, że takową otoczkę przybiera.
Ta moja intuicja, chciałbym aby była dobrze zrozumiana, nie oznacza podważania jakichkolwiek praw, jednakże w gąszczu paragrafów, przepisów i ich argumentacji i interpretacji ? poddaje je niejako ostrożnemu osądowi, który nie umie stuprocentowo określić pewności ich wnioskowania. Nie chciałbym tutaj rozwijać głębiej tematu, gdyż nie jest to miejsce do tego, zresztą są to intuicje osoby mającej pewne narzędzia wiedzy, jednakże przede wszystkim kierującej się obserwacją faktów, a tych wiele znajdziecie dookoła…
Pozwolę sobie wrócić do tego szczególnego stanu jaki próbuję przeanalizować.
Kto powinien podjąć decyzję? Jaka ona powinna być?
Raz jeszcze nawiążę do słów doktora Drobnika. W swojej wypowiedzi wspomniał on o momencie gdy następują nieodwracalne zmiany, zaczyna się proces gnilny, ciało zaczyna ?pachnieć? ? jak o ile dobrze pamiętam określił to Pan doktor.
Moja intuicja w tym zakresie jest następująca:
Zaznaczam ? nie określam to jako momentu terminalnego ? ciało ludzkie może „psuć się” na w pełni funkcjonującej osobie, posiadającej wszelkie cechy życia biologicznego. Trąd, odleżyny być może i inne warunki, choroby, stany. Chcę przez to powiedzieć, że ocena tego stanu powinna być otoczona szeregiem obwarowań. Specjalistycznych, które nie pozostawiają wątpliwości na stan obecnej wiedzy. Być może jednak jest to jakiś drogowskaz.
Jestem pewien, że każdy lekarz, który jest nim prawdziwie we wnętrzu swojej osobowości, umysłowości i wiedzy (pierwsza i najważniejsza definicja, która powinna kierować działaniem lekarza to; przysięga (Hipokratesa), przyrzeczenie (lekarskie), czy deklaracja (genewska); mówiące o służeniu życiu i zdrowiu ludzkiemu) zgodzi się ze mną, że zawsze jest szansa, czy nadzieja, jeżeli tylko człowiek żyje.
Na co? I jak określić że żyje? ? Oczywiście, te pytania stają się coraz bardziej szczegółowe.
Detaliczne niejako. Jednakże musimy kierować się nie pragmatyzmem, musimy zapewnić takie funkcjonowanie służb medycznych aby wykluczyć wszelkie nadużycia, szczególnie w sferze prawnej interpretacji, stanu ludzkiego organizmu ? nie można tutaj popełnić błędu.
Dlatego można tylko ze smutkiem i żalem odnieść się do sytuacji, kiedy oddziały intensywnej terapii są całkowicie zapełnione chorymi, a karetki ratunkowe (co może się zdarzyć) krążyć będą między jednym szpitalem a drugim z osobą, która wymaga natychmiastowej hospitalizacji a nie ma na to miejsca ani szansy.
Z punktu widzenia społecznego nie widzę tutaj innego rozwiązania jak zapewnienie wszystkim członkom społeczeństwa takich warunków, aby sytuacja ta nie miała miejsca. Nawet kosztem zubożenia społeczeństwa.
Bowiem w mojej ocenie nie ma nic cenniejszego niż ludzie życie. Każde.
[o czym też wiele razy pisałem i mówiłem biorąc udział w różnych dyskusjach chociażby dotyczących stosowania kary śmierci. Gdzie jestem zawsze zdecydowanie na ?nie? ? szansa uśmiercenia niewinnej osoby, zawsze istnieje. To byłoby niedopuszczalne etycznie i moralnie. Ponadto jest potrzeba dania szansy winnemu, na coś więcej niż tylko karę. To jest jednak dyskusja na inny temat, pozwoliłem sobie wtrącić tą dygresję tylko dlatego aby podkreślić moje nieugięte stanowisko dotyczące wartości ludzkiego życia]
Problemy, które pojawiają się wobec takiej postawy i takiego punktu widzenia w tym punkcie ograniczają się już ?tylko? do kwestii ekonomiczno finansowych. Etyka postępowania jest uratowana. Decyzja na ?tak? dotycząca ochrony (bezwzględnej, całkowitej i do końca) życia ludzkiego staje się dogmatycznym aksjomatem i obowiązującym prawem nadrzędnym i całkowicie nienaruszalnym.
Doprowadzamy do stanu faktycznego poszanowania każdego ludzkiego życia i dajemy mu szansę ?najbardziej jak tylko się da? ? do dalszego przeżycia i życia.
Dotyczy to bezwzględnie całości społeczeństwa. Teraz tak dzieje się to tylko w przypadku osób z odpowiednim stanem konta, czy pozycją społeczną.
Powody są prozaiczne: stan finansów. Problem ten zresztą dotyczy nie tylko naszego kraju.
Jak już pisałem to temat do o wiele szerszej dyskusji ? i nie powinien być marginalizowany w żadnym razie.
Osobiście uważam że wszelkie służby medyczne powinny być otoczone szczególną opieką w państwie. Tak pośrednio dzieje się w państwach tak zwanego zachodu ? wynika to z systemu ubezpieczeń społecznych, kto jak jest ubezpieczony, otrzymuje to co może.
Nie twierdzę że jest to system dobry, odbiega on od mojej wizji ? ni mamy jednak innego. U nas obecnie jest jeszcze gorzej…
wpływu na realizację zarysowanej powyżej wizji (nazwę ją: Idealną) nie mam ? wierzę jednak, że z punku widzenia etyki moje całkowite i bezwzględne poszanowanie dla życia ludzkiego jest właściwą drogą i słuszną intuicją.
Oczywiście nijak się to ma do realizacji tej wizji… Nad czym ubolewam.
Dyskusje nad problemem są niezmiernie ważne i potrzebne ? uświadamiają one bowiem społeczeństwu istnienie problemu. I być może tym samym przyczynią się do zmiany uwarunkowań. Z dyskusji niejako podskórnie, w sposób ukryty rodziły się obawy, że w dziedzinie pozyskiwania narządów może dziać się różnie. Nawiążę tutaj do mojego li tylko zaznaczenia problemu praw i paragrafów. Na ile możemy mieć pewność ich prawości wynikającej z kierowania się etyką i moralnością rozumianą przez nas jako bezwzględne ratowanie najpierw życia, a potem ewentualne działania mające na celu ratowanie innego życia.
Zaznaczam, że to co piszę w tym materiale to zaledwie wierzchołek ?tajfunu? (już nie ?burzy?) moich myśli pojawiających się pod wpływem wysłuchania dyskusji na wykładzie Ojca dr n. med. Jacka Norkowskiego. Wierzę, że ta ich część którą starałem się przekazać w powyższym materiale pozwoli na chwilę zastanowienia się nad tą niezwykle trudną problematyką ? i w moim pojęciu nadrzędną ponad innymi dyskusjami: nad prawem do życia i jego ochrony.
Wiele lat temu napisalem artykul na temat poczatku zycia. Bylem wtedy bardzo mlody, pelen pozytywnej energii I podbudowany wiara katolicka. Z wiekiem zaczalem sie interesowac z kolei sprawa konca zycia, szczegolnie ze z racji zawodu opiekowalem sie ludzmi starymi w domu dla staruszkow, tzw. nursing home. Bylem bowiem dyrektorem medycznym takiego domu i mialem duze doswiadczenie geriatryczne zwiazane z leczeniem starszych osob, gdyz populacja moich pacjentow to w 85 procentach byli ludzie po 65 roku zycia. Z dawnej literatury wiadomo mi, ze czlowiek jest genetycznie zaprogramowany aby zyc do okolo 150 lat. Tak dlugie zycie jest mozliwe teoretycznie, jednak z powodu wlasnie obumierania komorek, poszczegolne organy starzeja sie funkcjonalnie w roznym tempie, a tzw. apoptoza komorek moze ulegac przyspieszeniu w skutek wplywu czynnikow srodowiskowych. Ostatecznie o dlugosci zycia ma decydowac stan naczyn wiencowych, jako ze z chwila ustania czynnosci serca, zamiera aktywnosc pozostalych organow. Dlatego tez, skoro pierwotnym zrodlem utraty funkcji nie jest serce lecz mozg, nalezy zrobic wszystko, aby organ ten mial szanse regenaracji, zanim podejmie sie decyzje odlaczenia aparatury podtrzymujacej. Z danych pismiennictwa geriatrycznego w Ameryce dowiedzialem sie, ze osoby ktore uwazane byly za nieprzytomne, po powrocie do swiadomosci stwierdzaly, ze slyszaly glosy osob opiekujacych sie nimi. Daje to nam bardzo duzo do myslenia.
Na marginesie tej wypowiedzi, chce podzielic sie pewna mysla dotyczca eutanazji.
Otoz w polskim prawie karnym nie istnieje kara smierci za ciezkie zbrodnie. Istnieje natomiast kara dozywotniego wiezienia. Jesli skazanemu na dozywocie mozna by bylo zaoferowac kare smierci, to czy wybor takiej kary przez skazanego bylby eutanazja sensu stricte, czy tez poprostu adekwatnym zamiennikiem kary. Nasuwa sie tez pytanie, czy chora psychika zbrodniaza ma szanse na wyzdrowienie, a jesli nie, to czy brak peryspektyw wyzdrowienia nie mogl by byc czynnikiem uzasadniajacym pozbawienie zycia takiego osobnika na jego prosbe?
I tyle by bylo na dzisisaj.
Witam Pana – ciekawy komentarz… szczególnie jego końcówka: „Nasuwa sie tez pytanie, czy chora psychika zbrodniaza ma szanse na wyzdrowienie, a jesli nie, to czy brak peryspektyw wyzdrowienia nie mogl by byc czynnikiem uzasadniajacym pozbawienie zycia takiego osobnika na jego prosbe?” – jest to bardzo ciekawa sugestia, pytanie – czy owa jednostka ludzka umiałaby na tyle negatywnie ocenić swój sposób postępowania- zweryfikować go rozumowo- aby podjąć decyzję o samounicestwieniu. Obawiam się że podstawowym problemem- przeszkodą byłaby owa chora psychika która nie jest jednak z założenia destruktywną, zdarzają się przypadki samo-destrukcji w wyniku postępującej choroby psychicznej są one jednak bardziej jej wynikiem, z tego co udało się mi wyczytać w różnych źródłach opisujących takie stany swego czasu – a więc niejako w tym spojrzeniu te działania są niepoczytalne, są chorobą – to generuje sporo problemów etycznych: jeżeli dana osoba jest chora i niepoczytalna i próbuje dokonać autodestrukcji w jakiejkolwiek formie, to czy z uwagi na tą chorobę etycznym postępowaniem jest zgodzić się na jej autodestrukcję? Abstrahuję tutaj od założeń prawnych, uznania zbrodni danej osoby, jako czynnika decyzyjnego w podjęciu takiej lub innej czynności, postępowania. Z kolei każdy inny sposób uznania, dokonania destrukcji skazanego zakładałby znów sąd i decyzję już nie skazanego. Zapewne mogą istnieć sytuacje gdzie świadomy zbrodniarz uznaje swoją winę i che być ukarany śmiercią, jednakże nie liczyłbym zbytnio na to że stałoby się to normą. Niemniej w Pana propozycji myślowej jest pewne „kuszące” i niedopowiedziane – rozwiązanie….
Pozdrawiam
– można dodać przyczynek kogoś takiego jak Trynkiewicz, o tym mowa na stronie: natemat-pl. Porusza się też tam problem innych pedofilów, którzy wracają również do swoich środowisk… – to na marginesie… Do naszych rozważań jednak należy dodać to, że Trynkiewicz ponoć potwierdza że po wyjściu znów uczyni to samo…- a prawo pozostaje bezradne… Jest w pełni poczytalny.
Pan doktor Drobnik jeszcze raz nieuczciwie zaatakował prof. Talara,któremu uczynione wielka krzywdę usuwając go a kliniki w Bydgoszczy.
Bardzo”zamydlił”tez dyskusje, a ja nie chciałem mu wprost powiedzieć że bredzi, bo to by było nieładnie. Ale on to robił, mówił bez sensu i zupełnie niemerytorycznie-widocznie ma z tym co robi, a uczestniczy w pobieraniu narządów, spory problem.