Ballada o Wołyniu, ballada o zaginionym świecie,


W dniach 23 i 24 maja odbyły się premierowe spektakle „Ballady o Wołyniu” w reżyserii Tomasza A. Żaka.
Wydarzenie miało miejsce w Muzeum Niepodległości w Warszawie.
Wykorzystano watki zaczerpnięte ze znanej powieści „Zasypie wszystko, zawieje” Włodzimierza Odojewskiego. Kreacje aktorskie Agne Muralyte, Ewy Tomasik i Magdaleny Zbylut porwały publiczność. Zaangażowanie i zrozumienie odgrywanych monologów było niezwykle sugestywne. Spojrzenie tamtych dni wyzierało z oczu aktorek. Osnowa spektaklu w swojej konstrukcji jasno wskazywała jaki stosunek do tragedii mają określone środowiska. Zapomnienie marginalizowanie i trywializowanie, zasłona milczenia i brak racjonalnej analizy. Niezwykle smutny, i jak mocno osadzony w realiach naszego życia codziennego spektakl. Ciągle spotykamy się z marginalizowaniem jednych spraw ważnych, a wyolbrzymianiem innych, nieistotnych „Big Brotherów” naszych czasów, urosłych do rangi herosów. Tymczasem prawdziwi bohaterowie, namacalne ofiary odchodzą w zapomnienie rzucone na żer po raz wtóry, bezlitosnym mediom, które tym razem zabijają… po prostu milcząc.

Nostalgiczne pełne przejmującego smutku i tęsknoty pieśni ubrane w określoną scenografię – skromną, ubogą wręcz, a przez to nadającą potęgi wymowie spektaklu w jakiś sposób, magiczny siłą swojego utajonego przekazu przenoszą widza w świat pełen niepojętego, niezrozumiałego obcego i wynaturzonego splotu wydarzeń, który zepchnął dwa narody żyjące do tej pory w zgodzie w otchłanie: z jednej strony straszliwej zbrodnia co za tym idzie ukrytego, drążącego poczucia winy, z drugiej; męki i zagłady.
Przejmująca pieśń, jakże smutna w swojej końcowej nucie, tak mocno bez echa, oddaje: pustka na polach Wołynia, którą widzę w tym właśnie momencie, a jednak niesie za sobą blade echo czasów minionych, tych kiedy było inaczej, tych gdy można było żyć i cieszyć się życiem; razem.
Przejmujący mrożący krew w żyłach czarny cień postawił zasłonę, zasłonę która może okazać się nie do przebycia, mroczną i utkaną już później z łez ofiar, a jeszcze później przede wszystkim; z braku do nich szacunku. Możemy się nie dziwić takiemu stosunkowi jeżeli chodzi o oprawców, znajdujemy jednak ślad i to niezwykle wyraźny, oddany natarczywym stukotem maszyny do pisania, ostrym głosem śledczego, głos wskazujący na również i innych ciemiężycieli pamięci o pomordowanych. Tym bardziej to bolesne, że odnajdujemy takich „spuszczających zasłonę milczenia” we własnych szeregach, odnajdujemy takich we własnym odbiciu w lustrze, oglądając się za siebie na ulicy, patrząc w mielące zapisane i nakazane słowa – usta spikerów.
Nie czuć strat? Nikt nie woła? Nie słychać krzyku ofiar, to już prawie 70 lat po rozpoczęciu zbrodni? Płacz dzieci i jęki umierających rozpływają się w nijakości i kłamstwie mediów, relatywizmie postaci na scenie życia, ukrywających swoje cele polityczne, ustawiających się tak jak wiatr zawieje. I liczących, że wszystko ten wiatr przysypie.
A i czasami do swoich własnych celów wykorzystujących desperackie próby ocalenia pamięci po tych co pomordowani, przez tych nielicznych, którzy jeszcze żyją, próby które nie wołają o pomstę lecz są ostrzeżeniem. I mają być pomnikiem dla ofiar: przyjaciół, matek, ojców, braci, sióstr i wielu innych…
Gdzie pamięć naszego narodu? CO się z nią stało? jakim cudem jedne ofiary są lepsze od innych? Czy to jest w ogóle możliwe?
Takie okrutne, niesprawiedliwe stopniowanie?
Rzeczywistość uczy, że jest możliwe.
Czy poradzimy sobie z tym czarnym ptaszyskiem wyrzutów sumienia, wzbijającym się nad nami, za czas… jakiś? Czy powiemy sobie: zrobiliśmy wszystko co dobre, aby nie zapomnieć o nich, nasze sumienia są czyste.

Refleksja – to jest główna idea owej sztuki, tak sądzę. Refleksja nad, przede wszystkim – naszym własnym losem, naszym sumieniem, naszą nijakością, naszym skłóceniem, niezrozumieniem i jego całkowitym czasami brakiem. Czy i jak można budować cokolwiek w ten sposób? Jak można budować solidnie na fundamentach z piasku i wody?
Lub może już powoli całkowitym braku fundamentów.

A więc znajduję też przestrogę, wyraźną i czytelną. W tych wszystkich tak strasznie mocno odebranych, pojętych moim sercem, jestestwem; słowach, które padły z ust młodych aktorek, które dane było mi usłyszeć i pojąć w swej prostej – a jednak; głębi, z ich postawy, i próby oddania tego, co przecież jest niemożliwe do oddania.
Wiedzą o tym wszyscy ci, co przeżyli… widzieli… mają to w sobie, drzemie to wspomnienie, jak dziki zwierz, który znienacka może swym pazurem zranić, przeszyć, zmrozić w przeżywanym znów, ponownie niezrozumiałym i okrutnym w swoim źródle bólu, i tak aż do końca, do tego zmierzchu losu ludzkiego, który musi zapaść, a który przyniesie przynajmniej w tej jednej części wybawienie…

A więc jednak, jest coś co zmusza do skłonienia z szacunkiem głowy przed tą próbą czynienia niemożliwego, nieopisywalnego, nieoddawanego… w jakikolwiek rozumowy, możliwy do przyjęcia sposób: dostrzegam prawdziwe natchnienie (bo tylko tak można zrozumieć niepojęte i podjąć próbę jego opisania – uczuciami) coś co swym zaistnieniem może przebudować znaną rzeczywistość, przynieść owoce niezmiernie cenne, ale też i wcale niekoniecznie nieliczne. Oby.
Dla jednych: oczyszczenie, o ile potrafią z tego skorzystać, w pokorze przyjęcie Prawdy, i prawdziwe słowa skruchy, przeprosin (nieoddawalne).
Dla drugich; w końcu: wieczny spokój i wieczny sen.

Piotr

Interpretacja i odbiór sztuki artystycznej zawartej w działaniu artystycznym sztuki teatralnej, jest własnym przeżyciem duchowym Autora powyższego tekstu, które prosi traktować jako jego subiektywność rzeczywistości przestrzennej stworzonej w nim samym, przez opisywany fenomen przedstawienia.


Sztuka teatralna:
„Ballada o Wołyniu”

Autor

Piotrek

Cóż, ten świat nie zawsze działa według norm, które zakładasz,że istnieją...? Co jest dobre co złe? Czy lepiej milczeć na ten temat, czy mówić? Zdecydujcie sami, ja już podjąłem decyzję.