Joy Division dokument o muzyce z przed lat…

TVP Kultura. Premiera dokumentu o zespole, który był inny. I za krótko istniał. Dzięki temu mógł zachować ową „inność” jak dziewictwo nigdy nie utracone. TO było wszystko czego potrzebował do stworzenia rodzaju mitu wokół tworzonej muzyki i postaci grających w zespole. Szczególnie jednej. Wokalisty. Iana Curtisa…

Film powstał w 2007 roku. Zespół i lata kiedy działał wspominali między innymi jego żyjący członkowie. Co spowodowało, że postanowiłem podzielić się z Wami owym przeżytym wrażeniem. Kiedyś słuchałem tej muzyki, niemniej poza warstwa zewnętrzną zawiera ona innego rodzaju głębię, prawdę, być może, o ludzkim losie. Wokalista chory na epilepsję, rozdarty między rodziną a kochanką, obwiniający się za winy popełnione i nie zawinione. Rozpatrujący swój los przez pryzmat determinizmu, nie widzący szans. szans na co?
Na jego życie, życie według jego reguł, według jego pragnień. Tak odbieram dramat jaki popełnił odbierając sobie życie. Niewątpliwie w sposób samolubny. Niemniej również był to pokaz ludzkiej bezradności i zagubienia. Krok ostateczny, do którego dopuszcza się człowiek w niewyobrażalnym dla nas, tych którzy nie zrobili tego, – stresie. Tak wielkim, że odrzuca wszelkie racjonalne argumenty przeciw, czyniąc zapewne to nie koniecznie świadomie. Na poziomie odruchów. Jak było w przypadku Curtisa? Tego oczywiście nie dowiemy się nigdy. Zostało po nim trochę tekstów, żyjący w ludziach, którzy go znali, obraz jego zaangażowania w to co robił, jak przenosił swoje odczuwanie świata na innych. Magiczne chwile.
Dla niego i tych słuchających muzyki stworzonej przez Joy Division. Prostej, czasami wręcz brutalnie prymitywnej, z mrocznymi, smutnymi, dekadenckimi, ponurymi, nie pozostawiającymi żadnej nadziei tekstami.
Po co tworzyć coś takiego? Jaki jest cel w tym? Jak może zaszkodzić?
Na pewno jest to jedna z wielu natur ludzkich. Jedna z wielu twarzy człowieka. Id, które siedzi w każdym z nas. Czy warto pamiętać o Mroku? Czy warto straszyć się jego obrazem? Gdzie jest miejsce na rozpamiętywanie tej części duszy ludzkiej otoczonej Ciemnościami? Może dlatego aby uświadomić sobie wartość i potęgę Jasności….I nigdy nie zapominać o istnieniu tej drugiej, niebezpiecznej strony ludzkiej osobowości. Taka świadomość czasami pozwala nam z nią walczyć. Brak jej może doprowadzić to potajemnego opanowania przez Zło, zgody na jego stosowanie. Niepostrzeżenie staje się rzeczywistością, do mordowania muszek, przez kopanie kotów, do zabijania ludzi.
Zaszkodzić ta świadomość może tylko tym, którzy są nie odporni na Mrok. Nie wystarczająco. Szkodzi również i Mrokowi. ujawnia go, pokazuje. Demaskuje.
Ta muzyka woła jednym wielkim ostrzeżeniem. Warto je usłyszeć.
Inspiracje: pierwotna nazwa: „Warshaw”.
Dlaczego? Zniszczenia wojenne, zgładzone miasto, zgładzeni ludzie.
Później: „Joy Division”. Nazwa burdelu frontowego. upodlenie, zatracenie ludzkiej godności. Upadek.
Jesteśmy ułomni. Nie spoglądajmy tylko w stronę urokliwych fragmentów życia. Nigdy nie będą wiecznie trwały.
Ten film przypomniał mi o tym. Jeszcze raz, jeszcze bardziej wyraziście. Przypomnijcie sobie i Wy, aby mieć siłę do walki.

Piotrek
Mail: BezPrzesady

Poniżej galeria zdjęć zrobionych w trakcie trwania filmu, konwencja filmu przyświecała treści opisywanej muzyki.

Jeden z tekstów WARSHAW

Autor

Piotrek

Cóż, ten świat nie zawsze działa według norm, które zakładasz,że istnieją...? Co jest dobre co złe? Czy lepiej milczeć na ten temat, czy mówić? Zdecydujcie sami, ja już podjąłem decyzję.