Wczoraj miałem okazję dotrzeć na seans długo wyczekiwanej kontynuacji słynnego klasyka SF „Tron”.
Cóż, z reguły staram się być oszczędny w zachwytach, tym razem, nad wyraz ciężko mi to przyjdzie…
Jest to film z fabułą, która idealnie pasuje do technologii 3D, dokładnie tak samo jak na pewno efektownie wyglądałby „Matrix” w tejże technologii, niemniej tylko pierwsza część… (dwie pozostałe uważam za marne z naciskiem na „BARDZO” marne jeżeli chodzi o część trzecią. Druga ratuje się pościgiem na autostradzie na 3 na szynach, naciągane…)
Nie zamierzam opisywać efektów specjalnych, to mija się z celem, po prostu radzę wszystkim zainteresowanym je zobaczyć.
Co zamierzam specjalnie docenić, to muzyka zespołu „Daft Punk”, bardzo umiejętnie dobrana podkreślająca wszystko co do podkreślenia w tych momentach w których trzeba.
Cofnijmy się zatem w przeszłość:
Pierwsza część o której opowiadano w środowisku miłośników SF legendy, lata całe nieosiągalna, kiedy jednak pojawiły się możliwości oglądania filmów (z reguły w x-tej kopii) na wideo, była nad wyraz mocno poszukiwana.
Wrażenia, wiadomo im lepsza kopia tym wyraźniejsze i mocniejsze…
Film kultowy, w swojej tematyce, nie przebijający „Blade Runnera” chyba na zawsze mojego umiłowanego filmu SF, (na luźnej podstawie utworu pisarskiego mojego równie umiłowanego autora Philipa K. Dicka) niemniej ze względu na pomysł i nowatorskie rozwiązania techniczne zdecydowanie w czołówce. Film którego akcja dzieje się w cyber przestrzeni, cały jego czas projekcji to świat technologii komputerowych, w latach 80-tych marzenia większości fanatyków SF. Komputery „Spectrum” czy „Atari” były zaledwie namiastką i powiewem tej technologii z „dzikiego zachodu”, doliny krzemowej. Nasz wzrok i umysły były skierowane na odległy kontynent za Oceanem Atlantyckim. Jakże teraz śmiać się mi chce z tych odrealnionych, idealistycznych marzeń. U nas w Polsce głęboka komuna rządy generała w ciemnych okularach, gnębienie woli narodu, a tam powstają dzieła. Szkoda, że obecnie żyjąca młodzież przeczyta ten tekst i go nie zrozumie ani w jotę. Szkoda, że nie ma możliwości utworzenia takich kampusów, gdzie mogliby przez załóżmy dwa tygodnie pobyć w rzeczywistości głębokiej komuny, z patrolami ZOMO odbierającymi praktycznie wszystko (przemykającym chyłkiem obywatelom), na co tylko mieli ochotę (spodnie „moro” np.; a co, zdarzyło się mi kiedyś, być tym „szczęśliwcem” doświadczonym takim wydarzeniem…). Może wtedy nabraliby większego szacunku, nie nie do tych którzy to przeżyli, ale do tego co zostało wywalczone, do wolności, swobód, do tego że dziś mogą jechać gdzie chcą, mogą iść lub nie na głosowanie, mogą żyć.
Tak więc film „Tron” niósł wiele różnych elementów, głównym z nich był zachwyt nad technologią wykorzystana do jego produkcji. Niewyobrażalną bez mała dla większości z nas. Nadzieje na dostępność owej technologii w rodzimym PRL-u, w jakiejś realnej przyszłości, były jeszcze bardziej znikome.
tak więc chłonęliśmy przekaz fabularny podany nam za pomocą wysoko zaawansowanej technologii komputerowej, o złym i podstępnym systemie komputerowym, z którym zmierzył się „User”. Pomagał mu jego własny twór, program komputerowy: Tron. Walka odbywała się niejako w trzewiach molocha.
I na tej jego wyimaginowanej w formie przenośni „ubitej ziemi”. I tamże go pokonał, po podróży przez „bezdroża” cyberprzestrzeni, poznając przy okazji różne spersonifikowane programy… (motyw drogi).
Echa emocji związanych z oglądaniem obrazu „Tron”, do tej pory gdzieś kołaczą się mi w głowie.
Od tamtych lat, wiele razy obejrzałem ten film. I muszę przyznać, że mimo starzenia się wykorzystanej technologii, a w zasadzie olbrzymiego pędu naprzód postępu w tej dziedzinie, film się nie zestarzał. A w każdym razie w znikomy sposób. Może powodem były nostalgiczne nuty zawarte we wspomnieniach związanych z jego ponownym oglądaniem? A może fakt oryginalności fabuły?
Kto wie…
Wybaczcie, że tak niewiele o fabule, niech będzie to zachętą…, nie tylko do obejrzenia mocno emocjonującego obrazu (koniecznie w IMAX, tam po prostu czuć jakość), ale i być może krótkiej refleksji
szczególnie nad tekstem: „…bogaci się bogacą a biedni biednieją…”, który gdzieś tam pada w trakcie trwania seansu. Proponuję nie koncentrować się li tylko na doznaniach i wrażeniach wynikających z uczty technologicznej i jakościowej (c o może być, przyznam, trudne), również jednak starać się wyciągać jeszcze odrobinę, jak na przykład może już i ograny, niemniej wzruszająco pokazany motyw miłości ojca do syna. I poświęcenia.
Piotrek