Jak to jest, że miłość do koni jest naszą cechą narodową? Te piękne stworzenia oczarowują nas – swoją gracją, pięknem ruchu i sylwetki, oczyma, grzywą i… wiernością.
Mama nie raz opowiadała mi o koniach w rodzinnej stajni dziadka, opisywała ich wygląd, a także chwile kiedy przychodziła je karmić- co lubiły, jak przemycała dodatkowe smakołyki chcąc zrobić im przyjemność…
Konie u dziadka chodziły głównie w zaprzęgach – kolaska, sanie, wóz – a także były wykorzystywane do pracy na roli. Czasami wierzchem jeździła ciocia Renia – moja chrzestna matka. Pamiętam te chwile.
Sam przychodziłem do stajni przyglądać się jak koń je, jak wygląda. Byłem mały. Kilka lat miałem. Potem już koni zabrakło… i niewiele lat później dziadek zmarł…
Odeszły w mroki niepamięci chwile, kiedy czułem zapach owsa, konia, kiedy dziadek wyjeżdżał wozem po nas na odległy o kilka kilometrów przystanek autobusowy PKS-u. Zwykłym wozem, kolaska jak relikt innych czasów stała za ruinami niedokończonej budowli rodzinnej, i rozpadała się, tak samo jak wytworne sanie.
Pamiętam skrzypienie kół, zapach świeżo skoszonego siana i blade światło księżyca, które towarzyszyło naszej powolnej drodze po piaszczystych łachach polnej ścieżyny wśród łąk i pól…
Od czasu do czasu ciche rżenie naszego „napędu”. Utuleni z bratem do snu, leżeliśmy na słomie, która wyściełała wnętrze wozu. Jej zapach, powolne przemieszczanie się – usypiało…
Lekkie powiewy wiatru, mijane kontury drzew, zabudowań, których już nie ma…
I w końcu:
zwalista sylwetka rodzinnego wiatraka z 1885 roku, rysująca się coraz wyraźniej w oddali zwiastowała koniec drogi.
Zbliżaliśmy się do celu…
Mama opowiadała – chociaż przecież nie mogła tego pamiętać, ale znała z opowieści swego ojca – jak przed wojną odwiedzał się z dziedzicem właśnie zaprzęgając konie do kolaski.
Inny świat.
Po wojnie okrzyknięty kułakiem, przygnieciony kontyngentami, przytłoczony i dobity śmiercią syna w wojsku dziadek mój Wiktor Szelągowski przygasł był, niemniej pamiętam jego opowieści, i to jak golił się brzytwą. Później już tylko maszynką…
Spotkanie z Panem Romanem Pankiewiczem zorganizowane przez Towarzystwo Miłośników Wilna to wszystko mi przypomniało, otworzyło znów oczy duszy na inny świat, który jednak gdzieś tam tkwi. W sercu.
I miłość do zwierząt, którą odziedziczyłem z mlekiem matki.
Opowieść kresowiaka o Grodnie, ale przede wszystkim o koniach i film na którym mogłem zobaczyć ponownie ich piękno…
Miałem okazję kilka razy siedzieć w siodle. O wiele za mało aby zaspokoić marzenia. Czasu brak. Możliwości.
Gdybym żył w innym świecie, tym przedwojennym – …. byłoby zapewne inaczej.
Jest jak jest – cóż poradzić. Dlatego gawędy takiego człowieka jak Pan Roman zmieniają wszystko – optykę spojrzenia na to co ważne i co mogłoby być moim udziałem.
Dlatego są niezwykle potrzebne. Budują też tą nieocenioną nić z przeszłością – dumę z dokonań naszych przodków, mimo chęci tych współczesnych liberałów, aby wymazać ją z umysłów tych, którzy mają stać się robotami na ich usługach.
Dlatego wspomnienia te i opowieści są tak cenne.
Wybaczcie, nie mogę opowiedzieć o czym Pan Roman gawędził – byłaby to profanacja, mogę jedynie oddać ogólne wrażenie jakie powstało w moim umyśle, na temat i jego opowieści i tego co ujrzałem oczyma duszy: piękne silne kształty, pełne dynamicznego pełnego ruchu, życia, wspaniałości. Wiatr w uszach, tętent, migające drzewa, szelest ogona uderzającego o boki w ruchu, który odpędza owady.
TO było moim udziałem, za mało razy, ale mam to w mojej pamięci.
Czy kiedyś jeszcze?
Kto wie….
Zaczerpnięte z internetu:
„Roman Pankiewicz mawia , że koń to kultura. A kultura to potrzeba wyższa, którą cechuje wrażliwość, uduchowienie, fantazja, poczucie piękna …”
Moja mała gawęda o spotkaniu z Kresowiakiem, miłośnikiem koni…
Poniżej nadesłane przez Paulinę zdjęcia jej „Szamanki”….
Bardzo żałuję, że nie mogłem być na tym spotkaniu,
bo bardzo lubię konie i ich zapach, achętnie słucham
opowieści o tych mądrych zwierzętach, z kórymi
przebywałem w dzieciństwie. Jestem bardzo wdzięczny
za przysłanie tego listu.
Z poważaniem Henryk Czajewicz
Czytalem duzo artykulow Pana Romana w Koniu polskim wspanialy czlowiek.Tamte czasy juz odeszly.