Nacjonalizm. Zło.

Nacjonalizm (z łacińskiego natio – naród), ideologia i ruch polityczny, a także postawa społeczno-polityczna podporządkowująca interesy innych narodów celom własnego. Według tej ideologii wszelkie działania polityczne podejmowane są w celu podniesienia siły własnego narodu, a także oceniane przez pryzmat jego dobra i interesów.”

Rozumienie tej definicji to klucz do zrozumienia dlaczego nie możemy gloryfikować nacjonalizmu. Nie można jej dzielić na dwie części -wykluczając pierwszą: „ideologia i ruch polityczny, a także postawa społeczno-polityczna podporządkowująca interesy innych narodów celom własnego” – co oznaczają te słowa?

Podporządkowanie oznacza kontrolę. Kontrola z kolei jest ograniczeniem. Ograniczenie to ubytek, brak czegoś co mieliśmy wcześniej – a ta zaistniała sytuacja powoduje że nie jesteśmy do końca sobą i jesteśmy tego świadomi.. Prosty przykład: Czy nie mając nogi lub ręki czujemy się mniej komfortowo? Czy tak samo jak wtedy gdy posiadamy wszystkie kończyny? Czy jakikolwiek naród prawdziwie zasługuje na ograniczenie? W całym jego rozumieniu: żywiołu narodowego, jednostek dobrych i złych. Który naród jest całkowicie idealny? Który naród jest całkowicie zły, naganny i nieidealny? Kto spośród jego członków ma prawo o tym mówić w taki sposób, uznając to za tautologię, prawdę absolutną? Kto z członków danego narodu na podstawie takiej wyolbrzymionej obserwacji ma prawo w następnej kolejności klasyfikować inne narody jako gorsze, którymi należy sterować, które należy ograniczać, podporządkować, w imię wyjątkowości swojego narodu, w imię jego i tylko jego bezwzględnego dobra? Jakie prawo może dawać siłę i moralne wskazania do takich ograniczeń wobec innych narodów? Do uznania ich interesów za mniej ważnych niż interesy swojego S-narodu (S-super). W jakich sytuacjach tak powinno się dziać? I dalej pytanie: kto o tym ma decydować? Kto zupełnie nie-subiektywnie ma prawo uznawać że teraz właśnie nadszedł czas na stanowienie interesów i celów własnego narodu ponad interesami i celami innego? Dlaczego jego decyzja ma być uznana za nadrzędną wobec chociażby decyzji członków tego samego narodu, którzy jednak mają odmienne zdanie co do stanowienia interesów i celów swojego narodu w stosunku do innego? A gdzie w tym wszystkim [problematyce już zbyt szerokiej do jednoznacznego opowiedzenia się po stronie nacjonalizmu – „za”] odnajdziemy inny fragment definicji mówiący o uprawnieniu stosowania siły: „…wszelkie działania polityczne podejmowane są w celu podniesienia siły własnego narodu…” Weźmy tylko jedno słowo: „wszelkie”. Oznacza to że możemy robić wszystko. Nie ma podziału na rzeczy mniej czy bardziej szalone, złe, zbrodnicze. Możemy robić wszystko co wytłumaczymy politycznie, że dzieje się dla zwiększenia siły naszego narodu. Oznacza to że aby zwiększyć siłę naszego narodu, musimy osłabić inne narody, które znajdują się w zasięgu wzajemnego oddziaływania. Co najlepiej osłabia siłę innych narodów, które przebywają na terenie, obszarze zajmowanym przez nasz naród (zwanym; powierzchnia kraju, Państwo itp)? Najlepiej osłabia taką siłę ograniczenie.

Ograniczenie w stosunku do innego narodu możemy nałożyć na bardzo wiele różnych sposobów: zakaz przemieszczania się w określonych godzinach, oznakowanie członków narodu, którego siłę chcemy ograniczyć – tym samym owi członkowie są lepiej rozpoznawalni i w odpowiedniej sytuacji medialnej możemy wyczulić naszych obywateli na zwracanie szczególnej uwagi na tak oznakowanych członków społeczności – w innych przypadkach możemy łatwo ich wyizolowywać dzięki temu ograniczeniu, czy nawet likwidować.

To zaledwie malutki przyczynek, tego co może powstać przy głębszej analizie i szerszej interpretacji wprowadzania „w życie” aksjomatów tej definicji. Określenia użyte w definicji, chociażby użyte powyżej jak siła, podporządkowanie – znajdujemy w doktrynach czołowych nacjonalistów świata: Hitlera, Doncowa, Stalina i wielu innych. Wszystko ubrane w piękne słowa, wyjaśnienia o pojawiającym się zagrożeniu wobec własnego narodu i konieczności reakcji. Efekty znane są z historii.

Oczywiście są małe biedniutkie narody, które aby przetrwać (być może) faktycznie próbują te pojęcia wykorzystywać do walki [obronnej] przeciwko innym ciemiężącym je narodom. Ponieważ tylko tak mocno działające na wyobraźnię socjotechniczne działania wzbudzające pokłady emocji mogą przekonać zwykłego człowieka aby wziął broń do ręki i ginął w imię idei. A o to nie wszystkich przekonuje. Ponieważ używane w tej definicji zwroty są z założenia ofensywne. Określają działania jako podejmowanie pewnych czynów z wyprzedzeniem, z uwagi na ograniczenie jakie trzeba urzeczywistnić w stosunku do innych narodów, aby ochronić swój. Czy jednak wtedy jest to nadal walka; działanie obronne? Czy nie zaczynamy ciemiężyć – ciemiężców? Tak rozumiane działania, których celem jest ograniczenie, górowanie nad innym narodem za pomocą siły – nie są już stricte działaniami defensywnymi. Nawet jeżeli sytuacje takie miałby miejsce w całym skomplikowanym procesie obrony przed silniejszym przeciwnikiem, jeżeli będziemy używać pojęć budujących wyższość nad tym drugim narodem za przyczyną tylko i wyłącznie mniemania że; nasz naród (nawet przegrywający) jest jednak w czymś lepszy od owego drugiego dominującego, a więc tym samym będziemy stać WYŻEJ (każdy członek naszego narodu jest lepszy od każdego członka narodu przeciwnego) moralnie (bo tak sobie to „wytłumaczyliśmy” i dodajemy sobie – do tego – niezbywalne prawo wynikające z definicji nacjonalizmu, że musimy tak działać „…przez pryzmat jego (naszego) dobra i interesów...”), tym samym stajemy się totalitaryzmem; narzucającym, lub próbującym narzucać (przy założeniu naszej słabości), naszą wizję rzeczywistości innym narodom. Negatywne odniesienia i zabarwienia przesyłanej informacji zawartej w sformułowaniach tej definicji, zamaskowane truizmami, powodują że ogromna rzesza osób nie dostrzega zagrożeń które przecież historia wielokrotnie nam ukazała jeżeli idzie o nacjonalizmy. Dodam nacjonalizmy w zasadzie wszystkich narodów świata. Każdy z tych narodów ma coś takiego na sumieniu. Jeden mniejsze drugi większe zło. Fakt, że nasz naród na przestrzeni wieków najmniej się splamił ze znanych mi narodów nie oznacza, że jeżeli wytyczymy jasną drogę takim ideom, damy im zielone światło – nie staniemy się gorsi. W tej perspektywie wolę chyba, abyśmy byli nadal „krzyżowani”. Moralnie i etycznie stojąc o niebo wyżej od w zasadzie wszystkich prawie otaczających nas sąsiadów. Stosując odwołanie do zachowania patriotycznych wartości w obronie naszego samostanowienia, zawsze będziemy wygrywać i to nie tylko w sferze moralności i etyki. Ponieważ głęboko ugruntowane poczucie miłości do własnego narodu, bez jakichkolwiek negatywnych myśli o innych narodach, ale całkowicie racjonalnym i zdrowym zachowaniu związanym z obroną w ostatecznej sytuacji: siebie, rodziny i ziemi na jakiej żyjemy, stawia nas w lepszym o wiele świetle niż naszych potencjalnych ciemiężców, co też zostało udowodnione na przestrzeni historii.

Nadto, zdaje się że siły narodowe w takiej – że tak się wyrażę – szczerej i uczciwej sytuacji obrońcy prawa do samostanowienia, czasami nawet istnienia – powodują że owe siły narodu w walce o ostateczne przetrwanie wykrzesują o wiele więcej z siebie niż siły antagonistów, które mimo wszelkich socjotechnicznych zabiegów mających na celu wtłoczenie im pseudo-prawd i zmuszenie do wykonywania powyższych czynności wynikających z definicji nacjonalizmu (podniesienie siły, dla ochrony jego dobra i interesów – kosztem innych narodów) – jakoś przegrywają. Praktycznie zawsze.

Autor

Piotrek

Cóż, ten świat nie zawsze działa według norm, które zakładasz,że istnieją...? Co jest dobre co złe? Czy lepiej milczeć na ten temat, czy mówić? Zdecydujcie sami, ja już podjąłem decyzję.