Walter Joshua Fretz – grupa komórek czy człowiek?

Oryginalny tytuł brzmi: „Meet Walter Joshua Fretz ? A Human Being” – jest bardziej dosadny: „mięso” W.J.F. – ludzka istota… Na stronie w materiale który cytuję, pokazane są zdjęcia malutkiego chłopczyka, który został przez rodziców nazwany Walter Joshua. Żył tylko kilka minut. Jednak trudno nazwać go „grupą komórek”, jak chcieliby tak określać ci którzy są zwolennikami aborcji. Niestety, jego matka poroniła w 19 tygodniu ciąży. Dane jej było jednak przytulić swojego chłopczyka.

Walter zmarł w sposób naturalny. Nikt nie przyczynił się do jego śmierci. Nie można tego powiedzieć o milionach dzieci, które są usuwane. Mają się nie narodzić. Ponieważ tak chce ktoś, kto uznał się za władzę ostateczną – jedni mówią Boga, inni mogą powiedzieć Prezesa, Prezydenta (może dla nich jest to władza najwyższa), a jeszcze inni nazywają ją Naturą.
Bez względu na to, jak będziemy tą władzę nazywać, jeżeli uważamy ją za ostateczną i najważniejszą, nie możemy rościć sobie prawa do decydowania za nią – jeżeli uznajemy jej wyższość. Jakkolwiek byśmy sobie to tłumaczyli. I czymkolwiek.
Łatwość podejmowania takiej decyzji próbuje się zmieniać przez socjotechniki społeczne. Przez systematyczne działania, które mają za zadanie wykazać między innymi – że to nie jest człowiek.
Dokładnie tak samo dzieje się w wojsku. Wróg jest „odczłowieczany”. Wiele osób, nawet tych w armii, jest przecież moralnie ugruntowanych. Nie tak łatwo podjąć decyzję o zabiciu drugiego człowieka. Nawet wroga.
Jedynie bezpośrednie zagrożenie ułatwia ją, sprowadzając czasami do wymiaru wytrenowanej reakcji. Po to są szkolenia.
Ale i te potrafią zawieść. Dlaczego? Ponieważ naturalnym stanem ludzkim, osoby wychowywanej w szacunku do drugiej istoty żyjącej w moralności, która nakazuje ochronę życia – jest po prostu jego ochrona i blokada psychiczna przed jego odebraniem.
Pisałem przy okazji materiału o snajperach, że pewien generał amerykański sprawdził skuteczność prowadzenia ognia podczas wojny. Zacytuję ten fragment:
…Założenie, że człowiek zabija nie czując wyrzutów sumienia, kiedy walczy w bitwie podczas wojny o swój kraj, rodzinę czy honor, czy też po prostu w obronie siebie samego, zostało obalone przez generała brygady, historyka wojskowości S.L.A. Marshalla, który przepytał czterystu ponad uczestników walk na Pacyfiku. Pytanie brzmiało: ?Czy strzelaliście podczas bitwy??
Okazało się, że na każdą setkę przepytanych strzelało do dwudziestu żołnierzy. Kryteria prowadzenia ognia też były bardzo dowolne. Wystarczyło strzelić w kierunku nieprzyjaciela, bez mierzenia czy nawet trafiania czegoś czy kogoś. Okazało się, że strzelał 1 na 5 biorących udział w bitwie!…

W innym fragmencie jest mowa o zużyciu (statystycznym) amunicji podczas operacji wietnamskiej.
Na jedną osobę zabitą przez M16 przypadało 50 tys. wystrzelonych z niego nabojów…
To są dane podawane przez specjalistów USA.

A więc tak trudno jest zabić wroga. Jak w takim razie zabić własne dziecko? Jak doprowadzić do tego, żeby było to łatwiejsze, a tym samym bardziej „popularne”?
Nie podejmuję się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak ma być.
Jeżeli chodzi o „jak”, to obserwujemy tą działalność dookoła nas.
Oczywiście po pierwsze; wmawianie nam, że to nie człowiek. Logicznie całkowicie nieuzasadnione. Dlaczego?
Możemy powiedzieć:
Jeżeli w wyniku zapłodnienia po dziewięciu miesiącach; rodzę się ja, ty, ona, on, to nie możemy powiedzieć, że w okresie trwania tych 9 miesięcy byliśmy kimś innym niż ta istota, która pojawiła się na świecie po upływie tego czasu.
W każdym momencie tego czasu czymkolwiek by nie była istota, która rozwija się w łonie matki, zawsze jej rozwój prowadzi do powstania konkretnego bytu osobowego.
Nie ma możliwości, aby z dwóch komórek, które zaczynają się rozmnażać w łonie kobiety, powstał wąż, kot, czy inny organizm nieludzki, lub też w ogóle inny ludzki organizm nie zakodowany w przekazie kodu genetycznego zawartego w tym swoistym cudzie połączenia się dwóch informacji przekazanych od dwojga rodziców.
Przerwanie tego procesu, który jest zakodowany przez Naturę (jak chcą ateiści), spowoduje nie powstanie owego bytu osobniczego, ludzkiej istoty, człowieka.
Moralność naturalna już wyklucza takie działanie jako niezgodne z ewolucją. Ewolucja przecież nakazuje nam ciągły rozwój, „namnażanie się”. Abstrahuję tutaj całkowicie od pojęcia Boga.
A jednak mimo tego, są siły, które podejmują bój nawet z tą naturalną interpretacją czynu, który określany jest mianem aborcji.
A więc;
Semantyka próbująca wytłumaczyć, że przecież, ten zespół komórek nie wygląda na człowieka, tylko w pierwszej chwili wydaje się posiadać pozory logiki. I tylko wtedy, kiedy nie przeprowadzimy takiego ciągu analizy, jaką przedstawiłem powyżej.
Zniszczenie na jakimkolwiek etapie tworzącego się ludzkiego życia, nieważne czy są to 2 komórki, 20, czy 200 milionów, spowoduje nie powstanie tego życia.
Czy my (jako istoty) nie jesteśmy czymkolwiek innym niż bardzo duża wielomilionowa kolonia komórek, która myśli?
Posługując się semantyką zwolenników aborcji z powodu faktu, że to tylko „clump of cells„, możemy dojść do przekonania, że w zasadzie możemy dokonać aborcji całej ludzkości. Przecież to tylko: clump of cells, do potęgi n-tej
(Stąd jest bardzo niebezpieczna droga uprawniająca do eksterminacji kogokolwiek na podstawie tej definicji).
Wracając jednak do kwestii aborcji:
Oczywiście, jest „bezpieczne” wyjaśnienie (dla zwolenników aborcji, którzy jakoś tam próbują znaleźć granicę), między „grupą komórek”, a „człowiekiem”.
Niemniej jakie by ono nie było – jego zwolennicy i tak nie uciekną przed tym prostym logicznym uzasadnieniem istnienia indywidualnego, unikalnego bytu ludzkiego zapoczątkowanego przez spotkanie się dwóch komórek rozrodczych; męskiej i żeńskiej.
Nawet mówienie o prawach kobiet w tym przypadku jest alogiczne. Przecież każda z tych kobiet była kiedyś tymi dwoma komórkami. I nikt nie zabronił im powstania, rozrastania się, zaistnienia w formie osobniczej.
A więc; jak mogą być owe kobiety, tak pełne obłudy i zabraniać innym „dwóm komórkom” z tym określonym unikalnym kodem genetycznym człowieka (może płci żeńskiej, akurat w tym ich, przypadku, a więc ich siostry) rozwój?
Tak, feministki wzburzą się niesłychanie, ale niestety „drogie” feminy, wasze prawa logicznie rzecz ujmując kończą się z chwilą kiedy powstaje nowe życie w waszym organiźmie. Do tego czasu możecie robić co chcecie ze swoimi ciałami. Potem już przynajmniej przez najbliższe 9 miesięcy macie gościa, który przerodzi się w nowego, unikalnego osobnika ludzkiego. I to co zrobicie z nim obciąża waszą świadomość. Wasze sumienie.
Cała reszta, której jesteście autorkami, i która za zadanie ma osłabić waszą decyzję o mordzie, zabójstwie, śmierci tego bytu – to próba uspokojenia sumienia. Nic więcej.
Próba wytłumaczenia się, dlaczego postanowiłyście odebrać temu nowemu bytowi, organizmowi ludzkiemu, to co macie na co dzień, to co oglądacie swoimi oczyma, wszystkie te wrażenia i odczucia, będące waszym codziennym udziałem: świat, pola, łąki, morza, jeziora, miasta, wsie, zwierzęta, innych ludzi. Odbieracie mu możliwość zakochania się, pracy, tworzenia – istnienia.
Cokolwiek byście nie wymyśliły – próbujecie stworzyć dla siebie prawo, które sankcjonuje to co robią żołnierze wrogich armii na wojnie – mordowanie się w świetle prawa wojennego (to temat na inny post).
Nie możecie decydować o tym, żeby wasze dziecko nie czuło powiewu wiatru na swoich policzkach, ciepła promieni słonecznych, tylko dlatego, że wy tego nie chcecie (żeby ono nie dotrwało do tej chwili).
Nie chcecie dziecka w waszym łonie i wszystkiego co się z tym wiąże. Również jego przeżywania świata, odkrywania, radości i smutków, wyborów i wszystkiego co ze sobą niesie życie.
A tymczasem jest wiele rodzin, małżeństw które pragną posiadać dziecko, a nie mogą go posiadać.
Są też domy dziecka, systemy opieki społecznej. Niektórzy zwolennicy aborcji twierdzą, że to piekło dla dzieci. Czy gdybyśmy zapytali którekolwiek z tych dzieci, ilu z nich odpowiedziałoby, że nie chciałoby się w ogóle narodzić? Nie chciałoby żyć? Ilu z nich zapytanych o to czy jego/jej matka powinna mieć prawo do decydowania o jego śmierci lub życiu – powiedziałoby: jasne nie ma sprawy, szkoda że mnie nie zamordowała…
A więc; znamy odpowiedź?

Zadanie śmierci jest czymś najstraszliwszym – co może nas spotkać.
Tak samo, to co czynią żołnierze na wojnie, jak i to co czyni matka decydująca się na zabicie swojego własnego dziecka, części siebie tak naprawdę. I tym jest zabicie drugiego człowieka. Zabiciem części siebie.
Zawsze jednak może zdecydować się na urodzenie. Może jednak niech o tym pamięta. Dziś nie ma obowiązku wychowania. Może pozbawić się praw rodzica kilka chwil po narodzinach.
Czy naprawdę warto brać na siebie odpowiedzialność za nie powstanie życia, które mogłoby być czymś wspaniałym nie tylko dla niego samego, ale dla tej drugiej osoby, którą kiedyś może w swoim życiu spotkać?
I dla wielu innych osób? Również i Ciebie Matko?

Wśród moich znajomych jest wiele osób, które adoptowały dzieci. To wspaniała decyzja i bardzo odpowiedzialna.
Jestem dla nich pełen podziwu. Wszystkich ich pozdrawiam.
I życzę wiele miłości dla nich i ich pociech.

Piotr Szelągowski

Inspiracja: Meet Walter Joshua Fretz ? A Human Being

Polecane: Walka na śmierć i życie

This woman fell into a coma while pregnant. What happened two years later is unbelievable.

Gao Qianbo?s love and devotion to his mother is both beautiful and inspiring.


Inne polecane:
Morderstwa dzieci nienarodzonych ? w czym problem? Komu zależy?
Co z aborcją? Jak należy w Polsce protestować a jak nie?

Za i przeciw Aborcji różne punkty widzenia; buddyzm, Chiny ?

Autor

Piotrek

Cóż, ten świat nie zawsze działa według norm, które zakładasz,że istnieją...? Co jest dobre co złe? Czy lepiej milczeć na ten temat, czy mówić? Zdecydujcie sami, ja już podjąłem decyzję.

Jeden komentarz do “Walter Joshua Fretz – grupa komórek czy człowiek?”

Możliwość komentowania została wyłączona.