Byle było taniej…

Dlaczego  urządzenia, które dostaliśmy niedawno pod choinkę, zepsują się już za 3-4 lata? Z jakiego powodu nie opłaca się ich naprawiać? Chodzi o to, żeby koncerny więcej na nas zarabiały; czy o to, że wolimy rzeczy nowe zamiast trwałych?

Do porównania posłuży Zestaw do pielęgnacji włosów SRN-17 z 1988 roku wyprodukowany w zakładach Zjednoczenia Sprzętu Oświetleniowego Polam-Farel w Kętrzynie. Obecnie to fabryka Philips Lighting Poland SA. Suszarek do włosów już tam nie produkują. W owym czasie urządzenie to kosztowało 2,6 tys. zł. Drugi badany sprzęt, to nowoczesna suszarka znanej zachodniej marki, kupiona w supermarkecie za 109,99 zł. Oczywiście made in China.

Adam Witkowicz, emerytowany inżynier elektronik, delikatnie rozkręca plastikową obudowę SRN-17. ? Ale jaja! Można to rozłożyć i złożyć ? szepcze z podziwem i spogląda na nowoczesną suszarkę znanej zachodniej marki. Czas na nią. Pan Adam obchodzi się z suszarką jak z jajkiem, lecz po chwili rozlega się trzask pękającego chińskiego plastiku. ? O, te śrubki tutaj, widzisz? ? wskazuje coś we wnętrzu produktu z Kętrzyna. ? W starej suszarce można wymienić właściwie wszystkie części. W chińskiej nie zreperujesz nic, wszystko zatopione na amen w plastiku.

Fachowiec bada części, z których zbudowano SRN-17 i jej nowszy odpowiednik. Nie ma wątpliwości, chińska podziała najwyżej cztery lata. Polska bez problemu wytrzyma dwa razy dłużej, bo ?w tamtych czasach produkty naprawdę się produkowało, a nie tylko sprzedawało? ? zauważa pan Adam. Do skonstruowania grzałki w nowym urządzeniu użyto cienkiego jak włos drucika, który nagrzewa się błyskawicznie i nie potrzebuje dużo prądu, ale za to przepali się szybciej niż solidna grzałka sprzed ćwierćwiecza. Podobnie jest z wentylatorami; w polskiej suszarce został osadzony na metalowym bolcu, natomiast w chińskiej kręci się wokół plastikowego elementu. ? ?Do pierwszego silniejszego uderzenia? ? prorokuje Witkowicz. ? ?A gdy spróbujesz dostać się do środka, połamiesz obudowę?.

Pod względem jakości polski sprzęt sprzed trzydziestu lat deklasuje współczesną chińszczyznę. Dlaczego? W latach 80. XX wieku w polskich fabrykach nie znano jeszcze pojęcia planned obsolence (zaprogramowane starzenie się), wymyślonego przez amerykańskie korporacje. Firmy unikają tego określenia, gdyż brzmi podejrzanie. Zaprogramowane starzenie się produktów to zdaniem lewackich aktywistów spisek wymierzony w konsumentów.

Marketingowcy przekonują, że nie ma mowy o żadnym spisku czy manipulacji. Zaplanowane starzenie to po prostu strategia określająca żywotność produktu, by po pewnym czasie móc zastąpić go nowszym modelem. Po odpowiednim okresie użytkowania produkt ma się przestać podobać użytkownikowi lub po prostu się popsuć.

– ?Oczywiście, wiemy, że nasze pralki odmawiają posłuszeństwa po 6-7 latach użytkowania, a lodówka najpóźniej po 10. Oczywiście, wiemy też, że gdybyśmy zbudowali je inaczej i z innych elementów, działałyby dłużej i niekoniecznie musiałyby być droższe. I oczywiście, za nic w świecie nie powiem tego panu pod nazwiskiem? ? śmieje się szef polskiej filii dużego producenta sprzętu AGD.

Producenci widzą w tej strategii kompromis niezbędny do pogodzenia swego interesu z pragnieniem klientów, chcących mieć w domu rzeczy coraz lepsze i coraz tańsze. ? ?Na samo opracowywanie nowych patentów i technologii wydajemy rocznie ponad 100 milionów euro. Gdybyśmy nie mieli pewności, że klienci rzucą się na nowe produkty jak psy na kość, na badania szłoby pewnie ze trzy razy mniej pieniędzy, a pan musiałby po staremu odmrażać lodówkę co miesiąc? ? odgryza się prezes.

Idea ta w bieżącym roku skończy 90 lat. W 1924 roku Alfred Sloan Junior, prezes General Motors, głowił się, co zrobić ze słabnącym popytem na samochody. Osoby, które mogły sobie pozwolić na auto, dawno je posiadali, obniżka cen nie wchodziła natomiast w rachubę ze względu na… zbyt mały popyt. Wtedy właśnie szef GM wpadł na pomysł, by co roku nieznacznie modyfikować wygląd oraz konstrukcję produktów spółki. W ten sposób chciał zachęcić klientów do częstszej wymiany samochodów. Każde nowe auto różniło się od poprzednika na tyle, by ?dać kupującym satysfakcję z zakupu i jednocześnie wywołać poczucie zawodu u tych, którzy jednak poprzestali na starym? ? wspominał po latach Sloan. Projektowanie co roku od podstaw nowego modelu nie wchodziło w rachubę. Powstała zatem nowa formuła konstrukcyjna samochodu, w której poszczególne modele aut składano z różnych części montowanych na identycznej ramie. Po roku wystarczyło zmodyfikować elementy konstrukcyjne, by otrzymać całą gamę pozornie nowszych pojazdów.

Dzięki nowej strategii General Motors z roku na rok zwiększał sprzedaż. Pragnienie nowości zwyciężyło. W latach 50. zeszłego stulecia Brook Stevens, jeden z ojców nowoczesnego wzornictwa przemysłowego, stwierdził, że w sprzedaży chodzi o to, by kupujący zapragnęli mieć ?coś nieco nowszego, nieco lepszego, no i nieco wcześniej niż to konieczne?. Drobne zmiany sprzedawano jako rewolucję technologiczną.

Zaprogramowane starzenie to dziś chleb powszedni. Przykładowo w drukarkach montuje się czip, który po wydrukowaniu określonej liczby stron wstrzymuje pracę urządzenia. Kabelki wewnątrz drobnego sprzętu AGD, cienkie jak włos, rwą się przy wstrząsie, mimo iż użycie grubszych i trwalszych byłoby paradoksalnie… tańsze. Uszczelki w drzwiach lodówek mają tajną misję, by odkleić się od podłoża tuż po tym, jak wygaśnie gwarancja.

Z czasem strategię tą jeszcze bardziej uproszczono ? dodając nowe oprogramowanie i akcesoria, które szybko przestają pasować do starszych modeli. W Niemczech organizacje konsumenckie kilka lat temu podjęły próbę przeforsowania zakazu takich praktyk. Skończyło się porażką. Przy okazji wyliczono, że zaprogramowane starzenie kosztuje co roku niemieckich konsumentów 5-6 mld euro.

Również w Polsce organizacje konsumenckie dostają coraz więcej skarg na produkty, które psują się tuż po wygaśnięciu gwarancji. Naprawa ich jest możliwa, lecz coraz rzadziej opłacalna.

Paweł Bigaj prowadzi punkt naprawy drobnego AGD. Na półkach stoi kilkanaście czajników, ekspresów do kawy, odkurzaczy czy mikserów. ? ?To w większości urządzenia sprzed kilku lat, właściciele się do nich przywiązali i próbują je reanimować za wszelką cenę? ? tłumaczy Bigaj.

Produktów nowej generacji, na które właśnie skończyła się gwarancja, klienci niemal nie przynoszą do serwisu. Wiedzą, że koszty naprawy są niewspółmiernie wysokie w stosunku do ceny nowego produktu. W starych modelach wymieniało się zepsutą część ? nowsze zbudowane są z modułów, co podnosi koszty naprawy. ? ?Grupę zaparzającą do przeciętnego ekspresu do kawy mogę zamówić w hurcie za 150 zł. Przesyłka to 20 zł, a chciałbym doliczyć do tego minimum 70 zł robocizny. Razem mamy już 240 zł. W internecie nowy ekspres kosztuje tymczasem 400-500 zł. Sam też wolałbym kupić nowy? ? stwierdza Bigaj.

– ?Dla jednych to spisek, dla mnie zwykła kalkulacja kosztów? ? uważa cytowany już prezes firmy produkującej AGD. ? ?Ten nowy ekspres kosztuje 400 zł tylko dlatego, że z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, iż za cztery lata jego właściciel będzie musiał kupić nowy. Dzięki temu sprzęt gospodarstwa domowego jest coraz lepszy i tańszy?.

Co do jakości można mieć spore wątpliwości. Natomiast ceny? W 1989 roku za średnią pensję można było kupić 79 suszarek SRN-17 (według rocznika statystycznego). Dziś średnia krajowa to brutto około 3,8 tys. zł. Wystarczy na niespełna 35 sztuk modelu za 109,99zł.

W 1984 roku na międzynarodową wystawę przemysłu oświetleniowego w Berlinie Zachodnim przyjeżdża z NRD delegacja tamtejszej firmy Narva. Niemcy zza muru są podekscytowani, gdyż stworzyli żarówkę, która może świecić bez przerwy nawet przez 40 lat. Nie mają wątpliwości, że wynalazek będzie przebojem. Nie jest, gdyż długowieczna żarówka była kilkanaście razy droższa od zwykłej.

Dlaczego nie podbiła rynku? Ponieważ klienci, według badań zleconych przez firmę Whirlpool, przede wszystkim zwracają uwagę na cenę produktu, następnie na komfort użytkowania i oszczędności np. w zużyciu energii elektrycznej. Trwałość i bezawaryjność są na dalszych miejscach.

We wspomnianych wcześniej drukarkach czip ogranicza czas pracy maszyny, ponieważ przy każdym druku nieco atramentu opada na dno urządzenia i po jakimś czasie jest go już tyle, że zacząłby wylewać się na zewnątrz, brudząc meble i użytkowników. Drukarkę można zapewne skonstruować tak, by farba się nie wydostawała, ale nie tędy droga do kieszeni klientów.

Według badań serwisu eBay co trzeci użytkownik nabywał co roku ten sam albo podobny produkt, chociaż poprzedni powinien wystarczyć co najmniej na dwa lata komfortowego użytkowania. Po prostu klienci chcieli mieć coś nowego.

Nie znaczy to, że jesteśmy skazani na tanią tandetę. Osoby nabywające urządzenia RTV i AGD mogą również znaleźć na rynku sprzęt wysokiej jakości. Niestety jest on dużo droższy od tego masowo sprzedawanego. Czasami ceny są zbyt wygórowane. Dlatego dużym powodzeniem cieszą się porządne urządzenia sprzed wielu lat, kupowane na rynku wtórnym. Dostajemy wysokiej klasy produkt w przystępnej cenie.

Przykładem współczesnej i dobrej maszyny może być domowy ekspres do kawy amerykańskiej firmy Slayer Espresso za 8,5-9 tys. dolarów, składany ręcznie z podzespołów najwyższej jakości i wykończony materiałami na życzenie klienta. ? ?Zamówienia trzeba składać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem? ? podkreśla z dumą Jason Prefontaine, twórca tej maszyny i na pytanie: ?czy klienci chcą spróbować kawy przed zakupem?? odpowiada ? ?A po co? Podobną wypiją w każdej porządnej kawiarni?.

Na jakość produktów nie wpływają użyte w nazwie przedrostki super, ultra czy też galaxy, obowiązkowe współcześnie w nazwie niemal wszystkiego, co działa na prąd. Nic za darmo nie ma! Jeśli chcemy być posiadaczami porządnego urządzenia, musimy się liczyć ze sporym wydatkiem.

Nietrwałość produktów pasuje do nurtu narzekań na świat schodzący na psy, ale to konsumenci swoimi wyborami sami kształtują rzeczywistość w ten sposób.

Michał Sobkowiak

Na podstawie artykułu –Świat jednorazowego użytku– Marka Rabij, Newsweek