Nauczyciele i ich etos – stracony.

Od tygodni trwa strajk grupy wykonującej pracę tzw „zaufania społecznego”. Prawdę mówiąc nie chciałem zabierać głosu w tym temacie jednak małe zrozumienie, emocje i brak wiedzy niektórych osób w rozumieniu tego pojęcia, a także zagadnienia etyki pracy, spowodowały że postanowiłem kilka słów napisać, tym bardziej że odbyłem dziś rozmowę a panią, która jest matką dwójki dzieci i w rodzinie ma dwoje nauczycieli.
Informacje które zawrę poniżej to skrót z tego co moja rozmówczyni opowiadała mi przez około 20 minut będąc bardzo rozżaloną w stosunku do strajkującej grupy nauczycieli.

Wcześniej jednak dwa słowa o etyce pracy.
Jeżeli ktoś wykonuje zawód który z jakiś przypisanych temu zawodowi funkcji jest społecznie niezbędny (strażak, lekarz, pielęgniarka, policjant, wojskowy, nauczyciel), powinien mieć na tyle mocno rozwiniętą empatię, rozumienie problemu (wartości społecznej wykonywanej pracy i zagrożeń, które mogą nastąpić, kiedy ta praca przestanie być wykonywana), że jego cechą powinna być swoistego rodzaju obowiązkowość i odpowiedzialność. To kryterium które powinno być nadrzędne w stosunku do tych zawodów.
Żaden powód, żadna przyczyna nie powinny doprowadzić do przerwania wykonywania pracy. Pielęgniarki na przykład nie przerwały pracy, lecz ich delegacja okupowała swego czasu sejm (słynne miasteczko namiotowe). Policjanci również nie przerwali pracy, najpierw był strajk włoski, później wybiórcze L4 tak szeroko krytykowane jako nieetyczny element podjęcia protestu, którego celem było wymuszenie większych płac.

W przypadku nauczycieli mamy to samo. Głównym celem – nadrzędnym są płace.
Spójrzmy czy naprawdę jest tak źle?

Słowa mojej rozmówczyni: w rodzinie mam nauczycieli WF. Praca: 18 godzin tygodniowo. Zarobki 3600 zł na jednym etacie (można mieć 1,5 lub 2 etaty. Brak pracy poza godzinami (chyba ze trenowanie w jakimś klubie – ale to praca poza zawodowa).
Jak to się przekłada na zarobki? Wychodzi około 50 zł za godzinę.
Inna osoba w rodzinie w wieku około 50 lat również ucząca WF tak ma dobrane zajęcia lekcyjne że zarabia około 5 tys. Już w piątek o 10 rano wyjeżdża na działkę.
Mówi że będzie trzymała się rękami i nogami tego zawodu dokąd się da bo gdzie tyle zarobi?
W rodzinie mojej rozmówczyni wszyscy poza wymienionymi nauczycielami krytykują strajk. Nawet pielęgniarka żona owego nauczyciela WF.
Wspominają wiele negatywów: przede wszystkim strajk uderza w dzieci i rodziców. Czyli osoby będące pod opieką nauczycieli (wychowanków).
W działaniach strajkujących nie ma żadnego zrozumienia dla sytuacji czy to dzieci czy rodziców, którzy muszą płacić za nierealizowane bilety przejazdowe do szkół, muszą szukać opiekunów dla dzieci, co więcej będą musiały zmierzyć się z nadganianiem materiału po strajku.
A gdzie miejsce na wykonywaną pracę?
Nawet dzieci w rodzinie mojej rozmówczyni zdają sobie z tego sprawę i mówią że ten strajk to nic dobrego. Ile będą musieli teraz nadrabiać, jak to zrobić. Ile dodatkowych korepetycji płaconych…nauczycielom…?
Czas może zastanowić się nad całym systemem edukacji.

Inną kwestią jest sytuacja maturzystów, którzy w wyniku strajku mogą stracić cały rok edukacji.
I tutaj działania nauczycieli grożące nie kwalifikowaniem maturzystów zakrawają pod działania które powinny być ukarane prawnie.
Jest to bowiem burzenie życia (w wielu jego aspektach) osobom wkraczającym w dorosłość.
Całkowicie amoralne i nie etyczne postępowanie.
Moja rozmówczyni nie zgadza się z nim w 100%. Uważa że rolą związków zawodowych było reprezentować grono nauczycieli niezadowolonych i podejmować wszelkie kroki, nie zaburzając niejako funkcjonowania szkół.
Prezesowi związku płaci się tyle ze mógł rozbić namiot pod sejmem – np. z grupą wybranych nauczycieli.
Strajk w tym przypadku był całkowitą ostatecznością i to tylko wtedy gdyby rząd nie chciał rozmawiać.
A tak nie było.

Co do samych podwyżek moja rozmówczyni jest oburzona, mówi wprost że powinny one zależeć od wyników przede wszystkim nauczycieli a więc np jeżeli uczniowie otrzymują bdb oceny (wynik pracy nauczyciela), ich wiedza jest wysoka, nauczyciel w większości lubiany (wiadomo nigdy nie będzie 100%), taki nauczyciel powinien być wyróżniany podwyżkami.

Nauczyciel z którym są problemy, nie umie przekazać wiedzy, uczniowie nie są przygotowani do egzaminów z tego powodu, jest problematyczny, kłótliwy, powinien być zwalniany przez dyrekcję.
Tymczasem z uwagi na przyjaźnie, znajomości tak się nie dzieje.

Nie wszyscy powinni dostać – ci co na to zapracowali jak najbardziej, ale z reguły ci nie strajkują, ponieważ są świadomi swojej misji.

Trudno było się mi z tym nie zgodzić. Pamiętam sam, jak uczyłem się w „podstawówce” chemii dla mojego nauczyciela. Tak był sympatyczny, tak doskonale nawiązywał z nami kontakt, że chciałem mu zrobić tym przyjemność, że jego przedmiot szczególnie wyróżniam z grona innych przedmiotów.
Przyznaję wszem i wobec – że to był jedyny powód mojej nauki chemii. I serdecznie pozdrawiam Pana Bernarciaka, którego zawsze będę wspominał ze przysłowiową łzą w oku.

I odwrotnie: matematyki nie lubiłem. Nauczycielka ze szkoły średniej (technikum kolejowe), nie umiała ani zainteresować przedmiotem, ani go umiejętnie przekazać. Popełniała wiele błędów pedagogicznych. Zdawania po lekcjach były codziennością u niej. Zawsze miała wyjaśnienie: nie uczą się.
Nigdy nie rozumiała: że brak chęci do nauki ma zawsze swój powód. Nie tylko lenistwo – jak usiłowała to wszystkim wmówić.

I znów tutaj moja rozmówczyni przytacza przykład swojego syna, gdzie w jego klasie 100% uczniów ma korepetycje z matematyki, a nawet doszło do (w innej klasie – maturalnej) skargi na nauczycielkę, która nie przygotowała na wystarczającym poziomie uczniów i ci w obawie przed zawaleniem egzaminu poszli poskarżyć się dyrekcji, która niestety jest zaprzyjaźniona z ową nauczycielką.
Ona twierdzi że realizuje program, tyle tylko ze korepetytor który uczy dziecko rozmówczyni mówi tak: to zadanie można rozwiązać na kilka sposobów, ten który proponuje wasza nauczycielka jest najtrudniejszy. My się go uczyliśmy na czwartym roku studiów…
I nie ma siły na takiego złego nauczyciela. Nie da się go zwolnić na zgubę młodzieży…

Jakoś nie dostrzegam takich dyskusji w toku dyskusji prowadzonych wokół nauczycieli.
I martwi mnie to znacząco.

W zasadzie tylko rząd postanowił – może niedoskonale ale jednak ratować sytuację dając prerogatywy dyrektorom szkół, aby nie stawać na drodze życia młodym.
Jak wspomniałem niedoskonałe rozwiązanie ale jedyne jakie można było zrobić wobec uporu (politycznie umocowanego – nastawionego na zbliżające się wybory) nauczycieli i ich decyzji o nie podejmowaniu mimo tak wielu słów krytyki – pracy.
Gdyby to ode mnie zależało – głęboko zastanowiłbym się nad ich przydatnością w systemie edukacji młodzieży.
Ten zawód to misja, rodzaj wychowania młodego pokolenia na dobrych obywateli.
Tak jak oni wychowają (w pewnej części – czasami daleko bardziej ważnej niż środowisko domowe) nasze dzieci, tak te dzieci w przyszłości będą dbały o nas na starość.

Wmanewrowani w przedwyborczy konflikt polityczny, będą tak naprawdę straconą grupą społeczną – w oczach społeczeństwa okazali się małostkowi i dalecy od ideału z „Siłaczki” czy „Przedwiośnia”. Stracili zaufanie jakie w nich pokładali rodzice.

Materiał dedykuję Pawłowi, koledze który nie potrafił zrozumieć że lepsze są jakiekolwiek działania nawet daleko niedoskonałe w celu ratowania sytuacji maturzystów niż trwanie w złym i zgubnym uporze, w jakim trwają nauczyciele, którzy aż tak źle nie mają – przy pracy 18-25 godzin tygodniowo i trzech miesiącach wakacji…z jednej strony: a z drugiej wielkim obowiązkiem wychowawczym (i dlatego chociażby należą się im owe wakacje – co podkreślam). Nauczyciele, którzy nie widzą że być może niszczą życie wielu swoim młodym wychowankom, którym powinni się opiekować, a nie utrudniać start w dorosłość.

Za to szef związków nauczycielskich moim zdaniem wyłgał się ze swoich obowiązków reprezentowania nauczycieli przerzucając prawdę mówiąc na nich samych tą reprezentację…

Sprytne niezwykle. I smutne.


Wpis na FB z WTK: Nauczyciele chcą kasy za strajk… w komentarzach: – a co z rodzicami?


Cytat komentarza z FB:

„…cytat z rozmowy z nauczycielem: Dodam (czego nie ma we wpisie na blogu): komentarz znajomej nauczycielki:
„I tak jak napisałeś są dwie strony medalu. Rozumiem frustracje i niepokój rodziców. Napisałam o tym na moim profilu. Masz rację protest i owszem ale nie kosztem dzieci rodziców. A najwięcej awanturują się Ci nauczyciele którzy zbytnio nie angażują się w dodatkowe bezpłatne zajęcia…”
– dodam że: „….postawiłem się tej nauczycielce – […] – wszyscy mi z klasy gratulowali – tyle tylko że nikt nie stanął za mną – no i miałem „kibel”. „Tylko tyle” mnie kosztowało pokazanie że jest marną nauczycielką….” to cytat z rozmowy z koleżanką nauczycielką.
Tak było i niestety tak jest nie ma sposobu na marnych nauczycieli zamiast być zwalnianymi spokojnie doczekują emerytury niszcząc kolejne pokolenia młodzieży. Gdzie byłbym gdybym miał lepsza nauczycielkę matematyki, która zamiast mnie nią straszyć wpoiłaby we mnie miłość do tego przedmiotu? A może i sympatię do siebie na tyle że dla niej bym się starał… jako ulubionego nauczyciela…
To rozumiem poprzez ZAWÓD ZAUFANIA SPOŁECZNEGO – że ludzie liczą na to że ktoś taki ma więcej honoru i odpowiedzialności niż pierwszy lepszy z brzegu. I ostatni jakże prawdziwy i pełen emocji cytat:
„I to jest bolączka całego systemu oświaty. Też znam słabych i mściwych nauczycieli. Sama też nie jestem idealna. Z jednej strony byłam pełna pasji zaangażowania i ofiarności bez liczenia danego czasu i pieniędzy z drugiej wyczerpana, pełna frustracji i irytacji ale mściwość to najgorsza cecha belfra i tacy ludzie nie powinni mieć prawa do nauczania.” – zostawiam go bez komentarza….”

Twoje dziecko nie musi chodzić do szkoły!

Dla wielu informacja ta nadal jest zaskoczeniem, a jednak w Polsce nie ma przepisu nakazującego dziecku chodzić do szkoły. Nie oznacza to jednak, że nie musi się uczyć. Dlaczego? Bo jego edukacje może odbywać się w domu i to pod okiem najlepszych i najlepiej znających dzieci edukatorów ? własnych rodziców.

Czytaj dalej Twoje dziecko nie musi chodzić do szkoły!

Bezrobotni absolwenci

Nie ma pełnej wolności bez własności. Tymczasem Polacy, mimo pozornej wolności politycznej i wolności słowa, coraz bardziej zniewoleni są pod względem ekonomicznym. Polskim problemem numer jeden są niskie płace, w stosunku do cen.

Dodatkowo co trzecia osoba bez pracy w Polsce jest w wieku 25-34 lat. Winić za to można masową likwidację szkół zawodowych i techników w ostatnich 10 latach. Rząd natomiast nie ma pomysłu, co zrobić z rosnącą wciąż liczbą bezrobotnych absolwentów szkół wyższych i liceów. Młodzi ludzie pozostawieni sami sobie, najczęściej wybierają emigrację zarobkową lub też pracują na kiepskich stanowiskach, w podrzędnych firmach, za marne grosze i w dodatku na umowach śmieciowych.

Problem leży przede wszystkim w umiejętnościach, jakie ze swojej uczelni wynosi ruszający w życie zawodowe młody człowiek – mówi Mariola Piechowska z Celsa Group, członek strategiczny PSZK. ? Te zaś są bardzo ogólne, zwłaszcza wśród, wciąż stanowiących zdecydowaną większość na rynku pracy, absolwentów kierunków humanistycznych. Młodzi ludzie przygotowywani są głównie od strony teoretycznej, doświadczenie praktyczne zdobywają na własną rękę, albo wcale. System nauki powinien natomiast uwzględniać zarówno edukację teoretyczną, jak również praktyczną, tak aby ruszający w życie zawodowe absolwent znał specyfikę pracy w danym zawodzie i umiał odnaleźć się w organizacji – dodaje Piechowska. Czytaj dalej Bezrobotni absolwenci

Liceum polonijne w Warszawie potrzebuje wsparcia…

Z maila:
„Polonijne Liceum Ogólnokształcące Niepubliczne w Warszawie
(www.plon-klasyk.pl), prowadzone przez Fundację Międzynarodowy
Instytut Edukacji, uczy utalentowaną polską młodzież ze Wschodu, która
niemal w 100 proc. zdaje maturę i dostaje się na studia w naszym
kraju.

Od 1 września rodzice uczniów – rodacy z Białorusi, Gruzji,
Kazachstanu, Kirgizji, Mołdawii, Naddniestrza, Osetii, Rosji i Ukrainy
– muszą pokryć koszty wyżywienia i ubezpieczenia (600 z. miesięcznie),
gdyż szkoła nie otrzymała w tym roku dodatkowego wsparcia budżetowego.

Większość z nich znalazła się w drastycznej sytuacji. Ta kwota, to
równowartość kilku ich pensji. Nie udźwigną tego ciężaru bez naszej
pomocy.”

Edukacja po reformie: co najwyżej „Studium Paznokcia”.

Materiał od stałej korespondentki: Bożeny Ratter, Warszawa:
„W programie ?Bliżej? w dyskusji, o jakości kształcenia w szkołach, Pani poseł, członek Komisji Edukacji oskarżyła swoich adwersarzy o demonizację problemu i o chęć pakowania wiedzy w dzieci jak w gęsi. Czytaj dalej Edukacja po reformie: co najwyżej „Studium Paznokcia”.