Kawały o blondynkach może w końcu coś na wesoło

Mało mamy powodów do śmiechu ostatnimi czasy w życiu, ogólna zapaść finansowa, strajki, upadek obyczajów, brak prawdziwie hedonistycznego podejścia do życia (szkoły Epikura- od razu wyjaśniam:”Życie bez cierpień i nadmiaru przyjemności, jest życiem szczęśliwym”), brak kasy, brak pomysłu na życie, brak możliwości nie oglądania seriali w TV, a także być może i brak braków powodują niepotrzebny stres i napięcie.
A więc może warto powyobrażać sobie różne śmieszne sytuacje? Najlepiej przetestujmy kawały z blondynkami… pytanie dlaczego? Może dlatego, że im zazdrościmy piękna?

Dlaczego blondynka kładzie pączka do mikrofalówki?
Bo chce spalić kalorie.

Jadą dwie blondynki autokarem i jedna mówi do drugiej:
-Patrz, jaki piękny las!
Druga na to:
-Nie widzę, drzewa mi zasłaniają.

Dzwoni blondynka na policję:
– Dokonano kradzieży w moim aucie. Skradziono deskę rozdzielczą, kierownicę, pedał gazu, hamulec, radio itp.
Rozłączyła się. Za chwilę dzwoni:
– Przepraszam, zgłoszenie nieaktualne, usiadłam na tylne siedzenie.

Gdzie możemy w Poznaniu kupić naprawdę świeże ryby?

Kultura konsumpcji produktów rybnych i pochodzenia morskiego w Polsce, nie jest zbyt wielka. Jakoś tak nie przyjęło się u nas za bardzo grillowanie ryb, czy ich wędzenie. Podawanie owoców morza na przyjęciach rodzinnych to niezwykła rzadkość. Emitowane są w różnych telewizjach reklamy na temat jedzenia ryb sponsorowane przez mamusię Unię, a z drugiej strony ogranicza się połowy na Bałtyku i niszczy polska flotę rybacką, niby w imię ochrony ławic. Tyle tylko że rybakom z innych państw nie ogranicza się tych połowów… w takim stopniu jak naszym…Widzę tutaj sporo do zrobienia w momencie naszego przewodnictwa w Unii, zobaczymy czy obecnie rządzący będą potrafić zadbać o nasze interesy w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa.
Wróćmy jednak do ryb. Białko jakie nam dostarczają jest bardzo wysoko cenione przez dietetyków. Także i te które znajdziemy w tzw. owocach morza, a więc przede wszystkim przetworach z krewetek, czy krabów.
Odpowiednio przyrządzone są delikatne w smaku, a przede wszystkim bardzo nieznacznie obciążają przewód pokarmowy. Ich trawienie jest łatwe dla organizmu, nazywamy to wysoką przyswajalnością. Popite odrobiną wina doskonale są wchłaniane. Ryby i owoce morza zawierają też takie składniki jak: selen, fosfor czy witaminę D3, a także źródło jodu (prawidłowa praca tarczycy), składniki nie występujące nagminnie w innych rodzajach pokarmów.
Jeżeli już mówimy o zwartości składników źródłem to ryby zawierają dużo wapnia; 100 g zawiera mniej więcej tyle ile jest zalecane osobie dorosłej jego dzienne spożycie.
Jest to mięso nie zawierające kwasów tłuszczowych nasyconych, podnoszących poziom cholesterolu w surowicy krwi. Tymczasem mięso zwierząt zawiera go bardzo dużo.
Ponadto prawidłowe odławianie i przygotowywanie przetworów z ryb i owoców morza jest o wiele bardziej ekologiczne niż hodowla żywca zwierzęcego.
Ostatnio odkryłem sklep na Grunwaldzie specjalizujący się w sprowadzaniu świeżych ryb. Przetestowaliśmy już kilkanaście gatunków dostępnych w tym punkcie.
Między innymi pstrąga, wspaniale przyrządzonego w maśle, czosnku i z pietruszką, delikatność tego mięsa zachwyciła wszystkich domowników. Próbowaliśmy też tołpygi, a także standardowych; karasia, dorsza, flądry. Makrela wędzona jest częstym daniem wizytującym nasz stół. I przysmakiem lubianym przez dzieci. Próbowaliśmy też wędzonego halibuta. Osobiście smakowo dla mnie był rewelacyjny.
Dla wszystkich chętnych i tych, którzy chcą dbać o swoje zdrowie polecam sklep mieszczący się niedaleko:

Świeże Ryby Na podanej stronie znajduje się (dla chętnych) mapka dojazdowa.
Tymczasem przedstawiam kilka zdjęć jego wnętrza i zdjęcia przyrządzanej przeze mnie potrawy z owoców morza, w tym przypadku z krewetek tygrysich zapiekanych w żółtym serze, z dużym dodatkiem warzyw i przypraw w tym siekanej pory, sałaty, cebuli, czosnku, pieprzu ziół prowansalskich, bazylii i oliwy z pierwszego tłoczenia. Przygotowywanie takich potraw jest moim prawdziwym hobby.
Polecam, palce lizać…
A więc Panowie do roboty, i naprawdę bez przesady, ale doskonale sobie radzimy w kuchni, trzeba tylko trochę chcieć…
Wszystkim chętnym prześlę szczegółowy przepis przygotowywanej przeze mnie potrawy.

Piotrek

Wpis z 27 marca:
Niestety mój sklep w którym się zaopatrywałem w ryby został zamknięty. Jeżeli ktokolwiek wie o jakimś innym tego typu punkcie będę wdzięczny za informację. Poza marketami. Przekonaliśmy się, że tam ryby nie są tak świeże jak w sklepie w którym się zaopatrywaliśmy.

Amerykanie Zgodzili się na Pearl Harbor dobrowolnie?


Atak na Pearl Harbor, największa klęska floty Pacyfiku. Opłakiwana do dziś corocznie, przez naród amerykański. Bardzo skrupulatnie i rzetelnie prokurujący mit o tej „zbrodni”. Ułatwiający przełknięcie innej prawdziwej zbrodni w wydaniu amerykańskim: ataku atomowego na Japonię kiedy to atak ten wcale nie był potrzebny, a jeżeli już to na Kioto gdzie było najwięcej zakładów przemysłowych produkujących na potrzeby wojska. Tymczasem zbrodnię popełniono, ale nie ci którzy zaatakowali byli jej winni, lecz ci którzy nie zareagowali, sami Amerykanie…
Czytaj dalej Amerykanie Zgodzili się na Pearl Harbor dobrowolnie?

Żołnierze Wyklęci, 20 lecie związku żołnierzy NSZ

Zapomniani, wyklęci, skazani na zagładę, wymordowani. Cóż więcej można powiedzieć. System stalinowski zrobił z nich podwójnych zdrajców, raz ojczyzny dwa, wielu złamał, czy to torturami, czy obietnicami i postawił w sytuacji, w której ja nigdy bym nie chciał się znaleźć. Zdradzili swoich towarzyszy, wydali na pastwę systemu. Czytaj dalej Żołnierze Wyklęci, 20 lecie związku żołnierzy NSZ

Ricoeur- czym jest metafora?

Czy metafora jest nam potrzebna? jak by wyglądał język bez niej? Czy by się rozwijał? Jakie znaczenie dla jego rozwoju wnosi metafora? Ricoeur (ur. 27 lutego 1913 w Valence, zm. 20 maja 2005 pod Paryżem) francuski filozof szczególnie upodobał sobie ten temat. A temat wydaje się dość ważny dla języka…

Zastanawiamy się, czy w ogóle, na co dzień, używamy metafor i jak często dla określenia różnych przedmiotów czy stanów duchowych? Proste przykłady: „noga krzesła” czy… „u stóp góry”
Są to metafory określane mianem metafor martwych ponieważ funkcjonują już długo w języku i przyjęły się, osłuchały niejako. A przecież czy krzesło ma nogę, a góra stopy?
Czym w końcu jest metafora?
Metafora w sensie klasycznym: brak wprowadzeń nowych znaczeń do języka, to jedynie upiększenie języka za pomocą zastąpienia wyrażenia dosłownego, metaforycznym. Ricoeur jako „Symboliki zła” w ten sposób ujmował „metafory substytucji”. Klasyczna koncepcja metafory zakłada 6 tez, między innymi jedna z nich mówi o tym ze zwrot semantyczny nie jest innowacją, inna mówi o tym że metafora nie wnosi żadnej informacji.
Generalizując, oznacza to przeniesienie statusu metafory do podrzędnego znaczenia. W koncepcji klasycznej. Tymczasem współczesna koncepcja metafory zmienia zupełnie jej widzenie. Metafora zyskuje dodatkowe „punkty”, tworzy język, konstruuje nowe przestrzenie, ubarwia i zakłada jego nie odkrytą czasami tajemniczość.
Punktem wyjścia jest założenie że prawdziwe metafory są nieprzekładalne, ponieważ tworzą własne znaczenie. Nowa jakość? Wytwarza się owo słynne napięcie metaforyczne, i w tym miejscu znajduje się klucz do odkrycia nowych zastrzyków energii dla każdego języka. Ciągłe stałe wymyślanie metafor przez pisarzy, poetów ewoluuje język, zmienia jego oblicze. napięcie leży w absurdalności użycia zestawianych słów. Szaleństwie przeciwstawności. Znajdujemy w tym niejaką metaforyczną przyjemność.
Przykład:
Szalona powierzchnia wody, w oddali umilkła, zaorana oralnie przez grupę dziewic,
które przemknąwszy przez zwariowaną nawierzchnię drogi, ogłupione błyskiem tęczy niebiańskiej,
W chaosie dostrzeżonych sytuacji, udały się drogą w kierunku zboczonego zakrętu,
aby za nim odkryć filuternego nieboszczyka szczerzącego kły w uśmiechu do ich pięknych
przeźroczystych sukienek, nie okrywających zimnej nagości ich młodych ciał.
Z kolei w oddali atakujący dym, pokonał zimne cegły, a wściekłość młotka z tego powodu rozlała się echem wśród gór. Galopujący udar miłosny wywołany tą reakcją zapoczątkował tuning narodów na wysokim poziomie.
Jaskrawo żółte płótno słońca przesłoniło chmurzaste niebo, czy nastanie nadzieja dla Ludzi?

ten krótki fragment specyficznej dziwacznej może dla niektórych poezji składa się z absurdu i szaleństwa użytych metafor, jednak niesie pewien sens i zamierzenie autorskie.
Cały dowcip w tym i ciekawość i odkrycie, a więc ZAGADKA, aby do niego dotrzeć przez istny gąszcz nawzajem się atakujących przeciwstawnych zwrotów tworzących metafory. Jednocześnie są one jak zakłada Ricoeur rozwiązaniem zagadki w tym zestawieniu bardziej niż prostym porównaniem. Oczywiście nie tego konkretnego tekstu, którego znać nie mógł gdyż powstał przed chwilą. Chodzi o zasadę użycia dwóch skrajnych pojęć, rzeczy, insygniów, określeń…
Metafora konstytuuje rozwiązanie dysonansu semantycznego. A więc tworzy sposób na zrozumienie czegoś co może wydawać się absurdem w swoim pierwszym pojęciowym odbiorze. Jak mówi Ricoeur na stronie 133 w swojej pracy „Metafora i Symbol”: „…Metafora wnosi więcej niż wartość emotywną, ponieważ oferuje nową informację…”
Wracając do porównania koncepcji klasycznej metafory z koncepcją współczesną: w tej pierwszej; metaforę można zastąpić wyrażeniem, słowem znaczeniowym, w tej drugiej; nie można odnaleźć takiego znaczenia porównawczego, jest to nowa treść, nowa jakość…
I to moim zdaniem jest jej pięknem.

Piotrek

(na podstawie wykładu prof. Piotra Orlika – Estetyka)

ps.
tekst pełen metafor- mojego autorstwa – zastosowałem metafory swojego wynalazku i te które wymyśliliśmy grupowo na wykładzie.

A jednak o katastrofie Smoleńskiej, i innych tematach…

Po opublikowaniu raportu MAK można powiedzieć jedno na pewno – setki różnych wypowiedzi, działania różnych stron itp. wyraźnie wskazują na JEDNO – mętlik medialny, zaciemnienie sprawy poprzez jej rozczłonkowanie na dziesiątki i setki wątków, odcieni, – wszystko idzie w stronę takiego ZMĘCZENIA społeczeństwa aby w końcu dało sobie spokój… Czytaj dalej A jednak o katastrofie Smoleńskiej, i innych tematach…

Kowboje kontra Kosmici – Hit SF?

Już wkrótce na ekranach kin (wg. zapowiedzi w USA lato tego roku), pojawi się film z Harrisonem Fordem, który mam nadzieje nie podjął decyzji zagrania w tym filmie ze względu na tematykę, jaką poruszał również ostatni „gniot” w jakim widziałem tego aktora (szczęśliwie nie w kinie, bo byłoby to marnotrawstwo pieniędzy) z serii „Poszukiwacze Zaginionej Arki”… gdzie SF zostało wyeksploatowane do poziomu bzdurnego absurdu (startujący „latający talerz” burzący fundamenty piramidy- do tego; wielkości monstrualnej….).
Sam pomysł wydaje się ciekawy, wszystko jednakże zależy od tego jak zostanie od przedstawiony przez twórców obrazu. Ostatnio zbyt często się zawodzę, po obejrzeniu trailera niezbyt wiele się dowiedziałem poza tym ze na pewno będzie efektowny. Czy to jednak będzie wystarczyło aby zaspokoić oczekiwania tej części publiczności, która jednak spodziewa się czegoś więcej niż tylko fajerwerków i powodzi wybuchów?
A o przesłaniu (jakimkolwiek) od dłuższego czasu marzy?
Akcja filmu będzie rozgrywała się w 1873 roku, przestępca ścigany prawem Jake Lonergan(w tej roli Daniel Craig) zostanie w „cudowny” sposób obdarowany tajemniczym pierścieniem, który jest jednocześnie potężną bronią, przez obcych przybyłych oczywiście w niecnych celach, akurat na Dziki Zachód. Nasz złoczyńca zresztą nie pamięta o niczym, również o swoich ewentualnych „wyczynach” przestępczych…
Do walki (oczywiście musi tak się stać to główny element amerykańskiego kina SF-akcji) z Alienami (ale nie tymi) stają i Apacze i kowboje… Harrison Ford będzie grał niejakiego Col. Woodrowa Dolarhyde, niezbyt przepadającego (sądząc po skrzywionej minie) za naszym dyżurnym złoczyńcą Lonerganem… I jakoś, w tych krótkich ujęciach, w trailerze, nie wydawał się specjalnie przekonywujący nasz stary weteran, aktorsko, chyba zestarzał się nadmiernie…
Oczywiście wnioskując z tego co obejrzałem, chłopaki muszą zjednoczyć siły, aby stawić czoła Zabójcom z Kosmosu.
To już nie Indiana z pierwszej części „Poszukiwaczy…”, – my to wiemy, trochę lat minęło, ale czy on to wie?
Obcy rozbili się swoim pojazdem kosmicznym, co jednak nie przeszkadza im robić totalnej czystki na wybranym kawałku ziemi, planety Ziemia…
Reżyserem jest Jon Favreau znany z „IRON MANA” (też jako reżyser).
Na Facebooku jest już grupa wsparcia „Lubiąca to” w ciemno (w zasadzie- bo cóż to 2,30 sekund zlepku ujęć z filmu- jestem pełen podziwu dla ich braku krytyki… A niemało ich: na dzień dzisiejszy (18 stycznia a.d. 2011), godzina 18.04, to 7.736 osób. Dla mnie to lekka przesada, a miało być; „Bez Przesady…”
:-)
Z kolei kolejna produkcja wzorująca się na słynnej „Wojnie Światów” wg. H. G. Wellsa pt. Battle: Los Angeles (marzec 2011)
Ma tylko 1669 zwolenników na Facebooku… A wygląda na bardziej efektowną… kiepski PR?

Niemniej zapraszam przynajmniej do poczytania o filmie i obejrzenia „zajawki” Cowboys & Aliens (2011)

Piotrek

Administracja Osiedla Kopernika zawiodła (po raz kolejny)…

Od prawie dwóch tygodni plusowa temperatura, śniegi stopniały lody się rozpłynęły, szczęśliwie (o ile mi wiadomo) nikt poważnie nie potłukł się przed przedszkolem za Marketem „Piotr i Paweł”, chociaż kilka upadków sam widziałem, zresztą nieraz ja traciłem równowagę w koleinach przedstawionych na zdjęciach poniżej…
Co na to administracja osiedla?
Nic. I to dosłownie. Pomimo gładkich tekstów do petentów- mieszkańców osiedla dzwoniących w tej sprawie kierownictwo nie podjęło ŻADNYCH działań. No bo i po co? W końcu sami przestaną dzwonić… I dadzą spokój.
Po cóż się męczyć? Przyjdzie ocieplenie i sprawę załatwi za nas. A ludzie? Co tam ludzie. I faktycznie, kiedy miałem okazję rozmawiać z mieszkańcami zdanie zawsze było to samo: nic to nie da, oni nie zareagują, rezygnacja i zwątpienie…
Zadaję pytanie: po co są takie władze osiedlowe? Czy one są dla nas czy my dla nich I za co biorą pieniądze?
Nie raz nie dwa ludzie fikali koziołki nie mówiąc już o samochodach, które zupełnie nie mogły wybrnąć z zmrożonych kolein. Jak już pisałem szczęśliwie nikt się nie połamał, a zresztą nawet gdyby to na pewno spółdzielnia jest ubezpieczona. Pracownicy nie ponoszą odpowiedzialności za brak kompetencji. I brak wyobraźni. Tymczasem wystarczyło wysłać dwóch robotników ze szpadlami aby zlikwidować problem. I to w zarodku. Jeszcze zanim śnieg zaczął zamarzać. Ale to przekracza ramy wyobraźni pracowników administracji.
I nie chodzi tutaj o to, że owi pracownicy może musieliby trzy czy cztery razy przejść się spacerkiem jakieś 500 metrów z pasażu na Kopernika pod przedszkole, aby wykonać swoją pracę do której są zatrudnieni.
Chodzi o to, że lekceważy się bezpieczeństwo mieszkańców i ich słuszne zwracane na owo bezpieczeństwo uwagi.
Odpowiedź kierownictwa jest niezmienna; że pług nie może wjechać, i to jest ich słowo-klucz guru które wszystko wyjaśnia tymczasem, wystarczy tylko chcieć, pomyśleć, wysłać jak już pisałem powyżej pracowników.
Ale po co?

Może najwyższy czas aby zastanowić się jak to zmienić. A może też i zmienić obsadę personalną spółdzielni mieszkaniowej, która nie wykonuje swoich obowiązków?

Piotrek